Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, w piątek dojdzie do akcji kilku organizacji konsumenckich z UE, członków europejskiej federacji BEUC: wystosują listy do krajowych urzędów ochrony konsumenta z prośbą o interwencję. Chodzi o praktyki stosowane przez AliExpress, platformę e-handlu z koncernu Alibaba. Serwis dostępny jest w wielu językach, co pozwala mu dotrzeć do 330 mln osób. Mogą one kupować wprost od chińskich sprzedawców, więc ceny są niskie. Miesięcznie na AliExpress wchodzi ok. 4 mln Polaków, co pokazuje skalę zainteresowania.
CZYTAJ TAKŻE: Człowiek, który pokonał Amazona
Organizacje konsumentów argumentują, że skoro firma działa w Europie, to powinna przestrzegać przepisów europejskich, a tego nie robi. BEUC wskazuje, że w razie sporu ze sprzedawcą klient z Europy musi się skarżyć przed sądem w… Hongkongu, a powinien móc rozwiązać spór w UE. AliExpress pozwala na zwrot produktu tylko pod pewnymi warunkami, gdy według unijnego prawa można towar zwrócić bez warunków w ciągu 14 dni od zakupu. Niejasne są też zasady gwarancji. W UE jest to gwarancja prawna, która umożliwia żądanie naprawy lub wymiany wadliwego produktu w ciągu dwóch lat od nabycia. Jest to gwarancja sprzedawcy. Tymczasem na stronach AliExpress mówi się o gwarancji producenta, ale nie precyzuje, na czym ona polega. Ponadto nie zawsze warunki umowy są przedstawione w języku konsumenta. Dlatego krajowe organizacje konsumenckie, choć bez polskich, wystosują listy do urzędów ochrony konsumenta z prośbą o interwencję.
Pierwsza poskarżyła się w sądzie luksemburska organizacja ULC, podobną akcję rozważa organizacja niemiecka. W piątek listy do krajowych urzędów ochrony konkurencji wyślą związki konsumentów francuskich, belgijskich, holenderskich i włoskich.