Atak Putina na naszego wschodniego sąsiada i będące jego konsekwencją liczne sankcje nałożone na Rosję, m.in. przez firmy technologiczne, nie pozostały bez wpływu na to, w jaki sposób i z których cyfrowych rozwiązań korzystamy. Wojna mocno namieszała na rynku aplikacji – część z nich porzuciliśmy, inne zaś biją rekordy popularności, stając się swoistą bronią w walce z terrorem Kremla, orężem w bitwie z dezinformacją i propagandą oraz elementem wsparcia dla zaatakowanej Ukrainy.
Walka z cenzurą? 2000 proc. wzrostu
O tym, jakie zmiany zaszły w ostatnich dniach na rynku cyfrowych usług, można przekonać się, zaglądając choćby do rankingu najpopularniejszych aplikacji w rosyjskim App Store. Kilka pierwszych pozycji w mobilnym sklepie Apple zajmują... serwisy VPN. Usługa Virtual Private Network umożliwia łączenie się z internetem z dowolnego miejsca na świecie poprzez wirtualny, szyfrowany tunel. Skąd szał na to rozwiązanie? To efekt sankcji nałożonych na Moskwę oraz wycofania się z tamtejszego rynku wielu internetowych gigantów oraz wprowadzenia przez Kreml cenzury. Dostęp do Twittera, Facebooka, czy wielu innych platform, z których Rosjanie dotychczas korzystali, stał się niemożliwy. Cyfrową blokadę da się często jednak ominąć stosując VPN. Efekt? Jak wskazują najnowsze dane agregowane przez firmę Atlas VPN popyt na takie usługi w Rosji wzrósł tylko w ostatnim tygodniu lutego br. o blisko 2000 proc.
Czytaj więcej
Nasz kraj stanie się celem emigracji startupów i talentów IT zza wschodniej granicy. To zastrzyk innowacyjnej myśli, ale przez wojnę stracimy w oczach inwestorów.
Hitem okazała się też inna apka – Zello. To narzędzie, które zmienia smartfon w walkie-talkie. Jeszcze w czasie pandemii szeroko korzystali z niego m.in. w Kanadzie przeciwnicy szczepień. Za jego pośrednictwem koordynowali uliczne protesty. Teraz po Zello sięgnęli Rosjanie, wykorzystując apkę do omijania propagandy i wymiany informacji o faktycznej sytuacji na Ukrainie. Szybko wykrył to jednak rosyjski regulator telekomunikacyjny – Roskomnadzor zablokował oprogramowanie, twierdząc, iż użytkownicy „rozpowszechniali fałszywe informacje”, nazywając operację specjalną – inwazją. Zakaz pomaga Kremlowi uciszać sprzeciw polityczny wobec wojny. Ale zadania nie ma łatwego, gdyż w Top5 aplikacji pobieranych przez Rosjan jest też Telegram – komunikator, który dla wielu stał się źródłem informacji o wydarzeniach na Ukrainie. Serwis Pawła Durowa, który wcześniej współtworzył najpopularniejszy w Rosji portal społecznościowy, już w czasie niedawnych protestów po sfałszowanych wyborach na Białorusi, stał się centralnym punktem wymiany wiadomości walczących z reżimem. Od czasu premiery w 2013 r. Telegram przekształcił się więc z prostej aplikacji do przesyłania wiadomości w „sieć informatorów”, stając się ważnym kanałem komunikacji podczas inwazji na Ukrainę.
Ale dość niespodziewanie głośno w trakcie wojny zrobiło się także o aplikacjach randkowych. A wszystko za sprawą rosyjskich żołnierzy, którzy mimo zbrodniczych ataków na miasta i cywili, ochoczo sięgali m.in. do serwisów do umawiania się na miłosne podboje, w tym popularnej wśród osób transpłciowych i homoseksualnych platformy Grindr. Sprawa wyszła na jaw, gdy okazało się, że za jej pośrednictwem brytyjscy agenci wywiadu lokalizowali położenie jednostek Putina. Używający aplikacji rosyjscy żołnierze nie wyłączali bowiem „zaszytego” w tym oprogramowaniu namierzania miłosnego partnera.