W sądzie hrabstwa San Francisco został złożony pozew 550 kobiet. Zawarte są w nim zarzuty, że pasażerki były „porywane, napastowane seksualnie, gwałcone czy w inny sposób atakowane przez kierowców Ubera”.
Złożona w sądzie skarga zarzuca, że do napaści na tle seksualnym dochodziło w wielu stanach USA. Prowadząca sprawę kancelaria Slater Slater Schulman twierdzi też, że badanych jest kolejne 150 potencjalnych przypadków. W pozwie Uberowi zarzuca się też, że już w 2014 był świadomy, ze jego kierowcy napastowali i gwałcili pasażerki, jednak miał przedkładać „wzrost nad bezpieczeństwo klientów”.
- Cały model biznesowy Ubera opiera się na zapewnianiu ludziom bezpiecznej jazdy do domu, ale bezpieczeństwo pasażerów nigdy nie było ich troską – wzrost był, ale kosztem bezpieczeństwa ich pasażerów – twierdzi, cytowany przez BBC, Adam Slater, partner założyciel kancelarii.
Czytaj więcej
Maile i notatki, będące elementem wewnętrznej korespondencji Ubera, mogą zmienić spojrzenie na rewolucję transportową w ostatnich latach w Polsce i na świecie.
Liczba kobiet uczestniczących w pozwie jest duża i sprawia, że pozew może być bardzo szkodliwy dla Ubera i być postrzegany jako kolejny mocny dowód na toksyczną kulturę w korporacji. Uber w ostatnich dniach przeżywa potężne kłopoty wizerunkowe po tym, jak „The Guardian” opublikował gigantyczną liczbę dowodów na to, że firma mogła korumpować polityków na całym świecie, a także oszukiwać organy ścigania. Wśród informacji opublikowanych przez brytyjski dziennik znalazła się także ta, o tym, że Uber miał „kill switch”, który w razie gdyby organy ścigania weszły wyposażone w nakaz sądowy, usunąłby wszystkie inkryminujące informacje. Sygnalistą jest były wysoko postawiony pracownik Ubera Mark MacGann.