Jak podał Bloomberg, zamieszanie ma dotyczyć dziesiątek osób. Agencja informuje, że chodzi o pracowników, których – przy okazji masowej redukcji zatrudnienia – zwolniono przez pomyłkę, przez błędne decyzje pionu kierowniczego. Niektórzy, którym wręczono wypowiedzenie, dość szybko okazali się niezbędni dla sprawnego funkcjonowania Twittera, a także posiadali umiejętności potrzebne do wdrażania nowych funkcjonalności serwisu zapowiedzianych przez Muska.

Według mediów za oceanem w gronie zwalnianych sporą część stanowi personel techniczny, a więc osoby odpowiedzialne za treści, w tym ochronę praw człowieka i etykę, specjaliści od bezpieczeństwa oraz inżynierowie produktu.

Czytaj więcej

Musk ma problem. Wielkie nazwiska i firmy protestują przeciw opłatom Twittera

Czego można spodziewać się w efekcie takich radykalnych cięć? Elon Musk przekonał się o tym szybko. Opóźnił on właśnie wdrożenie kluczowej swojej zmiany na Twitterze, czyli wprowadzenie płatnych kont, a raczej płacenia za to, by te były zweryfikowane (niebieska odznaka – Blue Check). Jak wskazuje CNN, decyzja o przesunięciu pojawia się, gdy pomysł nałożenia na użytkowników platformy opłat za weryfikację spotkała się z szerokim sprzeciwem opinii publicznej. Głośna była m.in. akcja amerykańskich celebrytów, którzy zakładali fikcyjne konta – podpisując się jako Elon i dodając zdjęcie Muska do profilu. Chcieli w ten sposób pokazać wadę systemu Blue Check. Wśród tych osób była znana w USA komik - Sarah Silverman, która wykorzystała swoje zweryfikowane konto do trollowania Muska.

Sam Elon Musk już zapowiedział, że ukróci taki proceder. W odpowiedzi na akcję m.in. Silverman napisał na Twitterze, że konta osób poszywających się pod inne osoby będą blokowane. Co ważne, nie będzie to tylko czasowa kara, ale tzw. ban ma być „dożywotni”. Miliarder nie ukrywa, że będzie to dla wielu osób zaskoczenie. „Wcześniej wydawaliśmy ostrzeżenie przed zawieszeniem, ale teraz, gdy wprowadzamy powszechną weryfikację, już go nie będzie” – czytam w poście Muska.