– Google jest monopolistą – wyrok sędziego Dystryktu Kolumbia Amita Mehty wstrząsnął rynkiem. Był znakiem, że pierwszy raz od 1999 roku, kiedy sąd nakazał podział innego gigamonopolisty, Microsoftu (spółka odwołała się i uniknęła ostatecznie takiego losu), amerykańskie władze wypowiedziały otwartą wojnę potentatom internetu. Ofiarami tej ofensywy mogłyby w przyszłości być i inne firmy dominujące w globalnej sieci, jak Meta, X czy Amazon. Konsument mógłby z tego wyjść zwycięsko. Kluczowa część przesłuchań w tej sprawie rozpocznie się w sądzie Dystryktu Kolumbia w poniedziałek.
Zgodnie z amerykańskimi procedurami pochodzący z Indii Mehta wystąpił zarówno do Departamentu Sprawiedliwości, jak i Google’a o zaproponowanie środków zaradczych. Chodzi o przełamanie układu, w którym właściwie z automatu wyszukiwarka koncernu z Mountain View pojawia się na ekranach komputerów czy telefonów komórkowych. Z tego powodu, uważa sędzia, Google każe sobie płacić za reklamy o wiele więcej, niż wynoszą stawki rynkowe. Może tak robić, bo reklamodawcy nigdzie indziej nie dotrą tak skutecznie do potencjalnych klientów.
Czytaj więcej
Czy dotychczasowy prymat Google Chrome w sieci skończy się jak niegdyś dominacja Internet Explorera? Rynek wywrócić chcą niszowi gracze, a ich bronią jest m.in. sztuczna inteligencja czy możliwość blokowania reklam.
W minionym tygodniu administracja Joe Bidena wskazała drastyczne środki, aby temu zapobiec. Sprowadzają się one do podziału wartej na giełdzie ponad 2 biliony dolarów wyszukiwarki. Jeden z pomysłów to wymuszona sprzedaż przez Alphabet przeglądarki internetowej Google Chrome, która kontroluje 67 proc. amerykańskiego rynku. Inny zaś to wymuszenie pozbycia się przez ten koncern systemu operacyjnego Android, z którego korzysta 71 proc. użytkowników telefonów komórkowych w USA.
Podział to błąd
Rzecz jasna Google zaprotestował przeciw takiemu rozwiązaniu. Uznał je za „drastyczne” i niesłużące użytkownikom. Pod pretekstem pogratulowania zwycięstwa w wyborach do Trumpa zadzwonił również urodzony w Indiach prezes Alphabetu Sundar Pichai. W rozmowie uczestniczył także Elon Musk, właściciel m.in. platformy społecznościowej X, a ostatnio najważniejszy sojusznik prezydenta elekta. Już samo to może wskazywać, gdzie leżą sympatię Trumpa: po stronie Google’a. Treści rozmowy jednak nie ujawniono. Więcej na temat zamiarów miliardera można się było natomiast dowiedzieć z wywiadu, jaki przeprowadził z Bloombergiem. Wynikało z niego jasno, że uważa on, iż wyszukiwarka stała w kampanii wyborczej po stronie Kamali Harris.