Start wielokrotnie przesuwano od czasu otrzymania zgody na lot od Federalnej Agencji ds. Lotnictwa (FAA) 17 grudnia. W ostatnich dniach problemem były warunki atmosferyczne. W końcu gigant ruszył w czwartek pół godziny przed północą polskiego czasu. Z powodzeniem dotarł na pogranicze kosmosu, a 70-metrowy booster Super Heavy po oddzieleniu się od 50-metrowego statku po 2,5 min. lotu, powrócił na platformę mechazilla, gdzie został w sposób efektowny przechwycony przez jej „ramiona".
Powtórzył więc wyczyn z października podczas piątej misji rakiety. Podczas szóstej, w listopadzie, przerwano jednak ten manewr po tym, jak okazało się, że czujniki niezbędne do lądowania zostały uszkodzone podczas startu.
Siódmy lot Starshipa. Dlaczego statek się rozpadł?
Rakieta biorąca udział w siódmej misji została zmodyfikowana. Tym razem dostała mocniejszy komputer pokładowy i zmienioną osłonę termiczną. Wśród 33 silników Raptor po raz pierwszy wykorzystano jeden z użytych już w poprzednich próbach. Zamiast symbolicznego banana, jak w przypadku poprzedniego lotu, Starship zabrał w kosmos już bardziej konkretne rzeczy: 10 symulatorów satelitów Starlink V3, co miało być pierwszą taką próbą przed misjami umieszczania takich satelitów na niskiej orbicie okołoziemskiej. Miały wylądować po godzinie w Oceanie Indyjskim wraz z górnym segmentem rakiety. Kontrolę nad nim jednak niespodziewanie utracono.