Skupiając się na walce z BigTech, Bruksela może zaszkodzić gospodarce

Na dniach Komisja Europejska opublikuje propozycję ograniczenia nadmiernych uprawnień na rynkach cyfrowych. Koncentrowanie się na sektorze cyfrowym ma niewielki sens ekonomiczny, a nowe ograniczenia dla przewagi Big Tech nie dadzą europejskiej gospodarce dynamiki, której potrzebuje ona, by promować rozwój technologiczny – pisze Mario Mariniello, ekspert Instytutu Bruegla.

Publikacja: 13.12.2020 20:59

Skupiając się na walce z BigTech, Bruksela może zaszkodzić gospodarce

Foto: Adobe Stock

Bez względu na to, czy jesteś matką nastolatka, właścicielem firmy czy pracownikiem, prawdopodobnie nigdy nie czułeś się bardziej bezsilny w cyberprzestrzeni. Większość, o ile nie wszystkie, nasze działania w internecie odbywają się na dużych platformach, „odźwiernych”, którzy decydują o tym, co dzieje się poza naszymi ekranami. Czy nam się to podoba, czy nie, cena bojkotowania tych platform jest zbyt wysoka. Osunięcie się na drugą stronę w wynikach wyszukiwania Google’a może zrujnować rodzinną firmę. Zrezygnuj z WhatsApp, a możesz się nigdy nie dowiedzieć, co rodzice planują powiedzieć dyrektorowi szkoły twojego dziecka. Szukający pracy wiedzą, że ich profile w mediach społecznościowych będą sprawdzane przez potencjalnych pracodawców.

Komisja obawia się, że ci internetowi odźwierni w coraz większym stopniu decydują o losie jednostek i że jeżeli ich wpływy nie zostaną ograniczone, koszty takiego stanu rzeczy poniesie społeczeństwo. Planuje poradzić sobie z tym problemem za pomocą Ustawy o Usługach Cyfrowych (Digital Services Act) i Ustawy o Rynku Cyfrowym (Digital Market Act). Propozycje te na nowo określą granice odpowiedzialności platform internetowych, zabronią niektórych praktyk stosowanych przez „odźwiernych”, które dają im nieuprawnioną przewagę, na przykład poprzez wykorzystywanie danych konkurencji oraz przyznają nowe uprawnienia do identyfikowania niedomagań rynków cyfrowych.

Rachunek ekonomiczny nie jest w tym przypadku prosty; ograniczenia w zbieraniu danych lub możliwości promowania przez platformy własnych usług (auto-preferencja) mogą sprawić, że Amazon i Google staną się mniej użyteczne dla swoich użytkowników. Z drugiej strony większa interoperacyjność i przenośność danych mogą zwiększać zagrożenia dla prywatności. Jest jednak uzasadnienie dla uwzględnienia pewnego marginesu niepewności i zaakceptowania faktu, że nowe zasady mogą wymagać korekty w przyszłości. Ten polityczny akt wiary był już i tak zbyt długo odkładany.

A jednak ograniczenie działań do sfery cyfrowej jest wyborem politycznym, który należy uznać za błędny od samego początku. Ubiegłego lata, kiedy Komisja konsultowała się z zainteresowanymi stronami w sprawie ewentualnych nowych uprawnień antymonopolowych, pytała, czy powinna zaproponować szerokie, horyzontalne podejście, które obejmowałoby rozwiązywanie potencjalnych problemów we wszystkich sektorach gospodarki. Wbrew radzie wpływowych ludzi nauki, Komisja zdecydowała się na rozwodnione rozwiązanie: organy antymonopolowe będą mogły badać tylko rynki cyfrowe (i nie będą mogły proponować rozwiązań naprawczych, kiedy problem zostanie już zidentyfikowany).

Jest to tym bardziej frustrujące, jeżeli się weźmie pod uwagę, że międzysektorowe śledztwa antytrustowe i zaproponowane w ich ramach rozwiązania już sprawdziły się w niektórych krajach. Wielka Brytania, dla przykładu, użyła podobnych narzędzi, by zmniejszyć prawdopodobieństwo zmowy cenowej w branży cementowej, obniżyć koszty wejścia na rynek transportu lotniczego i zwiększyć konkurencję między szpitalami, obniżając przy okazji ceny procedur zarówno w przypadku pacjentów hospitalizowanych jak i leczonych ambulatoryjnie.

Wybór Komisji trudno uznać za trafiony. Po pierwsze, utrudni implementację przyjętych rozwiązań. Biorąc pod uwagę wszechobecność infrastruktury cyfrowej, zdefiniowanie, co jest cyfrowe a co nie, jest zadaniem tyleż mozolnym co podlegającym subiektywnym ocenom. Zwiększy to niepewność prawną i sprawi, że długoterminowe inwestycje w Europie staną się mniej atrakcyjne.

Drugi powód jest natury geopolitycznej. Z nowym prezydentem USA Europa będzie chciała odbudować popalone mosty. Obszary takie jak podatek cyfrowy czy transfer danych pozostaną przedmiotem sporu, ale warto o to walczyć. Nowe regulacje skrojone pod rynek cyfrowy są zbyt łatwym celem; można zadać uzasadnione pytanie, dlaczego unijni prawodawcy rozważają rozszerzenie przepisów antytrustowych tylko na tych rynkach, na których dominującą pozycję mają firmy amerykańskie.

I wreszcie: problem z gospodarką nie można sprowadzać tylko do sfery cyfrowej. Konkurencja kuleje w wielu obszarach: w 77 procent europejskich branż stopień koncentracji w 2014 roku był większy niż w 2000 i dotyczy to również przemysłu wytwórczego. Tam, gdzie koncentracja jest większa, robotnicy zarabiają mniej, inwestycje w innowacje są niższe, a tempo wprowadzania zaawansowanych technologii cyfrowych wolniejsze. Dziś trzy na cztery europejskie przedsiębiorstwa mają niski albo bardzo niski poziom cyfryzacji.

Nawet więc rozwiązanie wszystkich potencjalnych problemów w sektorze cyfrowym nie wytworzy dynamiki, której potrzebuje gospodarka. Branże w których występuje wysoki poziom koncentracji wciąż będą mniej otwarte na cyfryzację, nawet jeśli Komisja zlikwiduje wszystkie zatory w cyfrowych rurociągach. Jeżeli firmy nie nadrobią straconego dystansu, nie zrobią tego również pracownicy; nierówność płac objawia się głównie między firmami, a nie wewnątrz nich. Oczywiście, konkurencyjność nie jest jedynym czynnikiem wpływającym na skłonność korporacji do inwestowania w innowacje (dostęp do kapitału wysokiego ryzyka, dla przykładu, jest inną poważną barierą, szczególnie w Europie). Jest jednak kluczowa.

Asymetria siły na rynkach cyfrowych jest oczywista. Użytkownicy mają zatem pełne prawo domagać się działań, które uwolniłyby dynamikę konkurencyjną i dzięki temu doprowadziły do uczciwszej dystrybucji wartości. Jednak, by promować dobrostan i współdzieloną prosperity, unijni decydenci będą musieli pokazać ten sam zapał do wspierania konkurencji na rynkach innych niż cyfrowe.

Tłum. Tomasz Krzyżanowski

Bez względu na to, czy jesteś matką nastolatka, właścicielem firmy czy pracownikiem, prawdopodobnie nigdy nie czułeś się bardziej bezsilny w cyberprzestrzeni. Większość, o ile nie wszystkie, nasze działania w internecie odbywają się na dużych platformach, „odźwiernych”, którzy decydują o tym, co dzieje się poza naszymi ekranami. Czy nam się to podoba, czy nie, cena bojkotowania tych platform jest zbyt wysoka. Osunięcie się na drugą stronę w wynikach wyszukiwania Google’a może zrujnować rodzinną firmę. Zrezygnuj z WhatsApp, a możesz się nigdy nie dowiedzieć, co rodzice planują powiedzieć dyrektorowi szkoły twojego dziecka. Szukający pracy wiedzą, że ich profile w mediach społecznościowych będą sprawdzane przez potencjalnych pracodawców.

Pozostało 86% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Opinie i komentarze
Odpowiedzialne innowacje: Cyfrowe duchy zmarłych
Opinie i komentarze
Odpowiedzialne innowacje: Czy sztuczna inteligencja może zastąpić psychoterapeutów?
Opinie i komentarze
Odpowiedzialne projektowanie produktów cyfrowych – granica pomiędzy zaangażowaniem a uzależnieniem
Opinie i komentarze
Mariusz Busiło: Wady projektu ustawy o KSC