Czy e-commerce nadrobił 10 lat w rok? Czy tylko dwa lata? Czy trwale zmieniły się zachowania ludzi i po pandemii będziemy obserwowali dalszy szybki wzrost liczby zakupów w sieci? Czy może zmiana była tylko chwilowa i z ulgą wrócimy do starych zwyczajów, a dalszy rozwój będzie powolny?
Najpierw spójrzmy na dane oficjalne. GUS co miesiąc publikuje dane o sprzedaży detalicznej, zawierające informacje o sprzedaży przez internet. Dane te, dostępne od stycznia 2020 roku, więc nie dające szerszej perspektywy, pokazują skoki sprzedaży skorelowane z okresami restrykcji w handlu i gospodarce. Wraz ze znoszeniem ograniczeń udziały handlu online spadały, a dynamika miesięczna okazywała się ujemna.
Trend jest oczywiście rosnący, a obecnie (dane za lipiec 2021) udział jest o 1,8 p. proc. wyższy niż w styczniu 2020 r. Daje to roczną dynamikę wzrostu na poziomie niecałych 20 proc. Nie jest to imponującym wynikiem i świadczy raczej o kontynuacji tempa wzrostu sprzed pandemii niż o gwałtownym przełomie. Należy przy tym zauważyć, że jest spore ryzyko, że jesienią przynajmniej w części kraju restrykcje zostaną przywrócone, a zatem e-commerce ponownie przyspieszy.
Nieco inny obraz dają dane przekazywane przez GUS do Eurostatu. Dotyczą one sprzedaży w sklepach internetowych, czyli takich, które wpisane są do są do rejestru z kodem PKD odpowiadającym sprzedaży przez internet (PKD 47.91.Z).
W tych danych widać nie tylko szybszy wzrost obrotów w okresie pandemii, ale też zmianę trendu – czyli przejście na szybszą ścieżkę wzrostu. O ile dynamika w Polsce przewyższa tę w innych krajach, jak chociażby w Wielkiej Brytanii, to należy pamiętać, że punktem odniesienia są obroty w 2015 r. i udział handlu online w Polsce wciąż jest wiele lat za europejskimi liderami.