Globalna wartość rynku dronów w segmencie zastosowań cywilnych w okresie 2017–2026 szacowana jest na blisko 73,5 mld dol.Z kolei polski rynek ma rosnąć w tempie 47 proc. rocznie, ponad dwa razy szybciej, niż wynosi dynamika globalna. Samych BSP do tzw. zastosowań konsumenckich ma być sprzedanych nad Wisłą w tym okresie niemal 387 tys. Wartość polskiego rynku w tym okresie ma wynieść niecałe 3,3 mld zł.
W skali świata to niewiele, ale jeśli spojrzeć na dotychczasowe statystyki, progres jest znaczący. Tym bardziej że – jak wyjaśnia Marcin Dziekański – pozycję polski w sektorze dronów możemy rozpatrywać na trzech poziomach. – Pierwszy to producenci sprzętu, którzy mają świetną technologię, znacznie wyprzedzającą obowiązujące regulacje. W Polsce to dojrzewający sektor, ale brakuje rynków, na które mogliby dostarczyć swoje innowacyjne rozwiązania – podkreśla nasz rozmówca.
CZYTAJ TAKŻE: Dron poczty spadł 50 metrów od przedszkolaków. Loty wstrzymane
Drugi poziom to warstwa prawna. Mamy zaawansowane przepisy dotyczące bezzałogowców, a Polska jako jeden z pierwszych krajów uregulowała kwestię tzw. BVLOS, czyli lotów poza zasięgiem wzroku operatora. Już dziś wiele innych krajów chce się wzorować na naszych rozwiązaniach. – Trzeci poziom to odbiorcy, w tym samorząd terytorialny. Miasta i gminy są bardzo świadome zastosowań dronów, korzyści, ale i potencjalnych zagrożeń, jakie niesie ze sobą ta technologia – podsumowuje przedstawiciel GZM.
Przetargowa posucha
Ale wcale nie musi dojść do boomu na bezzałogowce. Część ekspertów studzi hurraoptymizm i wskazuje, że branża czeka na przepisy, które umożliwią loty autonomicznych BSP w miastach. A regulacje, które wejdą w życie w przyszłym roku, budzą pewne wątpliwości. – Wprowadzą one certyfikację technologii, a to niewątpliwie wydłuży procedury związane z wprowadzaniem autonomicznych dronów w miejską przestrzeń – zaznacza Adrian Drzycimski.