Ang Lee, uznany amerykański reżyser, który na koncie ma kolekcję Oscarów w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny („Przyczajony tygrys, ukryty smok”) oraz za reżyserię („Tajemnica Brokeback Mountain” i „Życie Pi”) szykuje kolejny hit. To „Gemini Man”, film, który – choć premierę będzie miał pod koniec października – już budzi wiele emocji. Powód? Na ekranie obok postaci granej przez Willa Smitha, pojawi się jej całkowicie cyfrowy, choć młodszy klon.
CZYTAJ TAKŻE: Tego jeszcze nie było. 76-letni De Niro gra 20 latka
Komputerowo generowane postaci to ostatnio jeden z popularniejszych chwytów, którym producenci chcą przyciągnąć widzów. Wystarczy wspomnieć o filmie Netflixa „Irlandczyk”, który na ekranach pojawi się w listopadzie. Zobaczyć będzie można w nim „odmłodzonego” o ponad 50 lat Roberta De Niro.
Cyfrowe zmartwychwstanie
Kino od zawsze posiłkowało się trikami i efektami specjalnymi. Obecnie jednak technologie otwierają przed kinematografią zupełnie nowy rozdział. Za rewolucją stoi m.in. system CGI (z ang. computer-generated imagery), który potrafi nie tylko przenosić cyfrowe klony aktorów na ekran i zmieniać ich wygląd, ale umożliwi nawet kręcenie filmów z udziałem nieżyjących już gwiazd. Dzięki tej innowacji nakręcenie kolejnej odsłony „Gwiezdnych wojen” z udziałem zmarłej Carrie Fisher (księżniczka Leia w „Rogue One”) nie było żadnym problemem. Eksperci twierdzą, że z tego typu rozwiązaniami możemy mieć do czynienia coraz częściej. I jako przykład wskazują koncerty gwiazd, Michaela Jacksona i Amy Winehouse, którzy dzięki hologramom mogli się pojawić na scenie już po śmierci.
CZYTAJ TAKŻE: Terminator powraca z hukiem. Film ma być brutalny i ponury