Nadchodząca era komputerów kwantowych może stanowić egzystencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa bitcoina i innych kryptowalut. Czasu na rozwiązanie problemu nie ma wiele. Wcześniej mówiło się o perspektywie 10-20 lat, ale dziś prognozy wskazują na zaledwie kilka lat. Najbardziej pesymistyczne scenariusze wskazują na trzy lata, w trakcie których trzeba przygotować się na rewolucję w zabezpieczaniu kryptowalut.
Atak kwantowy kwestią czasu
Zagrożenie jest na tyle realne, że zareagowały już instytucje państwowe. Salwador, który jako pierwszy na świecie uznał bitcoina za prawny środek płatniczy, rozpoczął już wdrażanie strategii ochronnej dla swoich rezerw o wartości blisko 687 mln dol. Tamtejsze Krajowe Biuro ds. Bitcoina poinformowało o przeniesieniu ponad 6280 BTC na 14 nowych adresów, z których żaden nie przechowuje więcej niż 500 BTC. Celem jest zminimalizowanie potencjalnych strat w razie skutecznego ataku kwantowego.
Czytaj więcej
Amerykański superkomputer przeliczył bardzo szybko dane odnośnie zachowania reaktora jądrowego z...
Eksperci tłumaczą, że słabość bitcoina tkwi w jego fundamentach – kryptografii opartej na krzywych eliptycznych (ECC), która chroni klucze prywatne. Komputery kwantowe, wykorzystując specjalne algorytmy, teoretycznie będą w stanie odtworzyć klucz prywatny na podstawie publicznie dostępnego adresu. To otworzyłoby drogę do kradzieży środków na niespotykaną dotąd skalę. Nawet Vitalik Buterin, współzałożyciel Ethereum, ostrzega przed dużym prawdopodobieństwem złamania obecnych systemów kryptograficznych przez maszyny kwantowe. W perspektywie do 2030 r. ocenia to ryzyko na 20 proc.
Czas na „zamrożenie uśpionych monet”?
Szacuje się, że podatnością na ataki kwantowe objętych jest nawet jedna czwarta wszystkich bitcoinów w obiegu, czyli około 6 mln „monet”. Szczególnie narażone są tzw. adresy dziedziczone (legacy) z początków istnienia kryptowaluty, w tym te, na których spoczywa fortuna przypisywana twórcy bitcoina Satoshiego Nakamoto, szacowana na milion BTC.