Netia wprowadza do oferty sygnowany własną marką router domowy pod nazwą Spot, który zastąpi wszystkie inne urządzenia domowe, za pośrednictwem których dzisiaj świadczy swoje usługi.
Technicznie urządzenie niczym nie zaskakuje: to zintegrowany z 3-portowym switchem i hotspotem WiFi modem ADSL wyposażony w dwa porty USB. Operator komunikuje go jednak, jako integralny element swojej oferty dostępowej, „lifestylowe” urządzenie, jakie może znaleźć miejsce w każdym salonie. Urządzenie zaprojektowała firma Design Partners, a wydewelopował dla Netii chiński Vtech. Operator zapowiada prace non-stop nad modernizacją urządzeń i aktualizacją oprogramowania.
Urządzenie będzie udostępniane abonentom usług dostępowych bez dodatkowych opłat. W trakcie korzystania będzie ono własnością operatora. Abonent, który nie zwróci urządzenia po rozwiązaniu umowy zostanie obciążony opłatą w wysokości 200 zł. – Docelowo zakładamy, że wszyscy, albo prawie wszyscy nasi abonencie będą korzystali ze Spota – powiedział Artur Dominiak, szef marketingu ISP w Netii. Spot będzie oddawany do dyspozycji nowym lub przedłużającym umowę abonentom. Operator nie przewiduje masowej wymiany obecnie eksploatowanych urządzeń, ani oferty dostępowej bez tego routera.
Podobnie, jak w przypadku liveboksa TP Spot będzie elementem platformy dystrybucji nowych usług, jakie mają się pojawić w ofercie Netii jesienią wraz z inauguracją nowego urządzenia abonenckiego. Netia nie chce o nim na razie wiele powiedzieć. Będzie to set-top-box do dystrybucji różnorakiego kontentu za pośrednictwem szerokopasmowego łącza Netii. Analogią ma być dekoder, jaki w ramach projektu „Horizon” opracowuje grupa UPC, czy usługa Telewizja 3G, jaką sprzedaje łódzka sieć kablowa Toya.
– Kiedy masa nowych dekoderów osiągnie kilka tysięcy uruchomimy w Spotach usługę Fon. Zawarliśmy umowę na wyłączność z operatorem tej sieci, dzięki czemu abonenci będą mieli dostęp do 4 mln hot spotów na całym świecie. Wobec cen usług transmisji danych w roamingu uważamy to za ciekawą ofertę – mówi Artur Dominiak.
