W ramach oferty publicznej Uber sprzedawał swoje akcje po 45 dol. za szutkę. Taka wycena, podana w nocy z czwartku na piątek, została uznana wcześniej za konserwatywną. Wcześniej Uber zapowiadał, że będzie sprzedawał akcje w cenie pomiędzy 44 a 50 dol. W ramach oferty spółka pozyskała 8,1 mld dol.
CZYTAJ TAKŻE: Kto zarobi na piątkowym debiucie Ubera? I dlaczego Jeff Bezos?
– Cena akcji wynosząca 45 dol. pokazuje, że środowisko jest niepewne. IPO spółki Lyft [konkurenta Ubera w Ameryce – red.], sprawiło, że jesteśmy nieco bardziej konserwatywni – stwierdził Dara Khosrowshahi, prezes Ubera, w wywiadzie dla CNBC. Wspomniana przez niego oferta publiczna spółki Lyfta została przeprowadzona w marcu i przyniosła rozczarowanie inwestorom. Akcje sprzedawane były po 72 dol., a od debiutu ich cena spadła o ponad 20 proc. W piątek, papiery tej spółki zniżkowały w ślad za Uberem aż o 7,4 proc.
Oferta Ubera była wcześniej uznawana za najbardziej wyczekiwany tegoroczny debiut giełdowy. Podczas otwarcia sesji na NYSE, przedstawiciele władz Ubera bili w giełdowy dzwon (pomiędzy nimi nie było jednak Travisa Kalanicka, współzałożyciela spółki i zarazem jej największego udziałowca. Na reputacji Kalanicka położyły się bowiem cieniem oskarżenia, że ignorował skandale z molestowaniem seksualnym w swojej spółce). Mimo dużej promocji związanej z debiutem, akcje Ubera rozpoczęły obroty poniżej ceny z oferty publicznej. Coś takiego rzadko przydarza się wielkim, amerykańskim spółkom technologicznym. Według danych firmy Dealogic, od 2000 r. czegoś takiego doświadczyło w pierwszym dniu obrotów jedynie 18 debiutujących spółek mających ponad 1 mld dol. kapitalizacji.
– Moja reakcja na cenę akcji jest taka, że jeśli będziemy budować dobrze, to udziałowcy zostaną nagrodzeni. Z pewnością nie mierzymy naszego sukcesu w perspektywie dnia, tylko wielu lat – w ten sposób Khosrowshahi próbował uspokajać inwestorów. Wcześniej przekonywał, że jego spółka jest wyjątkowa i że buduje on „następnego Amazona”.