Pandemia, która początkowo przegoniła z miast operatorów tzw. współdzielonych hulajnóg wypożyczanych na minuty, może się okazać wielką szansą na rozwój tego środka transportu. Z badań Ipsos przeprowadzonych w chińskich metropoliach, które uporały się już z apogeum epidemii koronawirusa, wynika bowiem, że wykorzystanie komunikacji miejskiej dramatycznie spadło. Przed pandemią z autobusów czy metra, korzystało 56 proc. badanych. Dziś – w okresie po szczycie zarazy – takich środków transportu używa już tylko 24 proc.
CZYTAJ TAKŻE: Pandemia przetrzebiła e-rowery i e-hulajnogi. Od środy wraca Lime
Najmocniej zyskały prywatne samochody (wzrost z 34 do 66 proc.), ale wygranymi mają być też jednoślady. W Paryżu w czasie epidemii liczba użytkowników hulajnóg spadła o ok. 50 proc., ale pozostali zwiększyli intensywność wypożyczeń niemal trzykrotnie.
Jednoślady w natarciu
– Sytuacja po pandemii wymaga od firm z branży mikromobilności kompletnej zmiany strategii, ponieważ ludzie będą się teraz przemieszczać inaczej, a miasta na gwałt potrzebują dużo większego wsparcia dla transportu publicznego – tłumaczy nam Kacper Winiarczyk, dyrektor operacyjny Dott w Europie.
Ten francusko-holenderski operator elektrycznych hulajnóg w czwartek zadebiutuje właśnie w Warszawie. Liczy na wpisanie się w rewolucję, którą w transporcie wywołała pandemia. Winiarczyk wskazuje na badania stołecznego ratusza, z których wynika, że jeszcze w listopadzie ub.r. aż 71 proc. mieszkańców co najmniej raz w tygodniu korzystało z transportu publicznego. A wedle prognoz ze względu na obostrzenia dotyczące dystansu społecznego zainteresowanie komunikacją zbiorową ma spaść o 70 proc.