Po tym jak USA podjęły działania uderzające w chiński koncern Huawei, w państwowych mediach w ChRL pojawiły się komentarze, że Amerykanie cofają stosunki międzynarodowe do „czasów barbarzyństwa”, stosują „prawo dżungli” oraz „logikę gangsterów”. Chińczykom nie podoba się, że Huawei jest wypierany z amerykańskiego rynku i że jest to uzasadniane przez administrację Trumpa względami bezpieczeństwa narodowego. Tymczasem Chiny też stosują tego typu praktyki. Od lat blokują dostęp do rynku amerykańskim firmom technologicznym, takim jak Google, Facebook czy Dropbox.
Wiele osób odwiedzających Chiny szybko zauważa, że nie może połączyć się z Facebookiem, napisać notki na Twitterze czy obejrzeć filmów na YouTubie. Dostęp do tych serwisów społecznościowych jest blokowany przez system zwany „Wielkim Firewallem Chińskim”.
CZYTAJ TAKŻE: Smartfon nowym frontem batalii USA – Chiny
Ten system internetowej cenzury ma za zadanie bronić Państwo Środka przed „dywersją ideologiczną”, czyli przenikaniem idei, które nie są aprobowane przez Komunistyczną Partię Chin. Polityczne motywy blokowania poszczególnych witryn internetowych są łatwe do zauważenia. I tak np. Twitter został objęty blokadą w czerwcu 2009 r., tuż przed 20. rocznicą masakry na pekińskim placu Tiananmen. Facebook został zablokowany w Chinach w lipcu 2009 r., po zamieszkach na Zachodzie kraju. Instagram zablokowano we wrześniu 2014 r. po rozpoczęciu w Hongkongu rewolucji parasolek, czyli wielkich protestach wymierzonych w Chiny. YouTube był blokowany kilkakrotnie w zeszłej dekadzie (m.in. po zamieszkach w Tybecie), a ostatni zakaz funkcjonuje od marca 2009 r. Pinterest zablokowano w marcu 2017 r., podczas sesji chińskiego parlamentu. Chińska wersja Wikipedii została objęta blokadą w 2015 r., a w maju 2019 r. na czarną listę cenzorów trafiły wszystkie wersje językowe tej internetowej encyklopedii.
CZYTAJ TAKŻE: Chiny: Leica na czarnej liście cenzorów Internetu