Na liście ofiar ataku hakerów są m.in. agencje rządowe, firmy zajmujące się bezpieczeństwem, firmy technologiczne oraz organizacje pozarządowe. Około 20 proc. celów to podmioty z Kanady, Meksyku, Belgii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Izraela i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Radca prawny Microsoft, Brad Smith przyznał, że nie jest to ostateczna lista.
W czwartek dziennik „Politico” poinformował, że ministerstwo energii USA i podległa mu Narodowa Administracja Bezpieczeństwa Jądrowego (NISA) mają dowody na to, że padły ofiarą masowego ataku.
CZYTAJ TAKŻE: Hakerzy włamali się do kliniki psychiatrycznej. Szokujący szantaż
Włamanie odkryła kilka dni temu firma FireEye, która zajmuje się cyberbezpieczeństwem. Głośno o nim stało się dopiero, gdy ucierpiały Departamenty Handlu i Skarbu USA. W grę wchodzi też m.in. Agencja Bezpieczeństwa Narodowego, Biuro Prezydenta Stanów Zjednoczonych, a nawet większość amerykańskich firm z listy Fortune 500.
Według dziennika „Washington Post” za atakami stoi grupa APT29, to grupa hakerów działających od co najmniej 2008 roku i powiązanych z rosyjskim rządem. Moskwa kategorycznie zaprzecza oskarżeniom. W oświadczeniu opublikowanym na Facebooku rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych określiło zarzuty jako kolejną nieuzasadnioną próbę obwiniania Rosji przez amerykańskie media za cyberataki.