Dzwonisz do przychodni, podajesz listę potrzebnych leków, następnego dnia dzwonisz po kod recepty i z nim udajesz się do apteki po odbiór. Dzwonisz, umawiasz się na rozmowę telefoniczną z lekarzem, czasem oddzwoni pielęgniarka, która najpierw zbierze podstawowy wywiad, możesz potem dostać skierowanie do odbioru w recepcji, mailem albo system prześle je do specjalisty. Przez telefon albo na laptopie przy pomocy wideokonferencji porozmawiasz z psychologiem czy psychiatrą. Tak w uproszczeniu wygląda podstawowa opieka zdrowotna w czasie epidemii i tak też już najprawdopodobniej zostanie.
Wymuszony boom
Zdalne porady są możliwe od 2016 r. To jednak w czasie epidemii mają swój czas. Jak mówi Janusz Cieszyński, wiceminister zdrowia, według szacunków resortu w czasie pandemii 80–90 proc. wizyt odbyło się właśnie przez telefon. Według niego telewizyty już nie znikną, a przepisy, które ułatwiają realizację wizyt zdalnie, a które są obecnie zapisane w rozporządzeniu Rady Ministrów w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii, będą przeniesione do ustawy o opiece lekarskiej.
CZYTAJ TAKŻE: Serce i płuca podpięte do smartfona. Nowe narzędzia medycyny
O ile przewlekłe leczenie, w którym nie doszło do zmian, można kontynuować bez problemu przy pomocy telekonferencji, to pierwszorazowe zachorowania i stany nagłe wymagają jednak kontaktu osobistego pacjent–lekarz – wskazują natomiast lekarze, z którymi rozmawialiśmy.
– W mojej ocenie telemedycyna może zastąpić około 15 proc. porad jako takich. Nie można jej negować, ale trzeba znać jej ograniczenia – mówi chirurg naczyniowy, dr nauk medycznych Bohdan Solonynko. – Teleporady dadzą nam wychwycić pacjentów wymagających pilnego leczenia i pilnej diagnostyki i skierować ich do odpowiedniego specjalisty. Kiedy objawy nie wskazują na pilne schorzenia albo wynikają z typowego przebiegu rozpoznanych i wcześniej leczonych chorób, pomogą uspokoić i ukierunkować pacjenta – dodaje. Dla przykładu, lekarz nie skieruje pacjenta przez telefon na tomografię. – Nie tylko dlatego, że nie pozwala na to prawo, ale przede wszystkim ze względów merytorycznych – mówi dr Solonynko.