Polski przemysł jest niedofinansowany i automatyzacja przebiega tu wolniej niż w bardziej rozwiniętych gospodarkach. Z perspektywy ekonomicznej to duże ryzyko dla Polski pod względem bezrobocia i wystąpienia realnych konsekwencji społecznych – ostrzegają eksperci A.T. Kearney.
Czarny scenariusz na 2030 r.
20 proc. zawodów zniknie całkowicie w związku z ich mechanizacją, a 70 proc. ulegnie zmianom koniecznym do przystosowania ich do nowych realiów – takie wnioski płyną z badań przeprowadzonych przez firmę Pearson. Co więcej, według raportu World Economic Forum już za trzy lata aż 42 proc. przepracowanych godzin będzie wykonanych przez maszyny. Z kolei według raportu OECD 49 proc. pracy wykonywanej aktualnie w Polsce może zostać zautomatyzowane. Oznacza to, że do 2030 r., w ekstremalnym scenariuszu, mogłoby zniknąć nawet do 7,9 mln miejsc pracy.
– Może to mieć znaczny wpływ na wzrost bezrobocia – nie ma wątpliwości Jarosław Gabryś, menedżer w warszawskim oddziale A.T. Kearney. – Efekt ten może być częściowo zredukowany, ponieważ automatyzacja stymuluje zapotrzebowanie na nowe miejsca pracy i zwiększa popyt na stanowiska specjalistyczne – zaznacza jednak. I podkreśla, że to raczej mało prawdopodobne, aby wygenerowane zostało blisko 8 mln dodatkowych miejsc pracy.
– Największy spadek czeka branże o wysokim udziale pracy fizycznej, jak również nieskomplikowanych i powtarzalnych zadań umysłowych. W związku z tym najbardziej narażone są osoby z branży transportu i magazynowania oraz przetwórstwa przemysłowego – mówi Gabryś. – Nawet teoretycznie bardziej skomplikowana branża finansowa może się spodziewać zautomatyzowania 53 proc. pracy zaplecza administracyjnego – przestrzega.
CZYTAJ TAKŻE: Polacy mają dużo roboty, ale mało robotów. Jesteśmy w ogonie