Serwisy OTT mają szansę jako część pakietów usług

Ich problemem wciąż jest brak możliwości pokazywania nowości np. pożądanych przez widzów serialów z amerykańskiego rynku, ale też wysokie ceny licencji, jak i duże przyzwolenie na piractwo internetowe w Polsce – mówi rpkom.pl Artur Budziszewski, dyrektor ds. pozyskiwania kontentu w Orange Polska. Jego zdaniem Polacy nie mają oporów przed płaceniem za tego typu treści w internecie, tylko że często płacą serwisom nielegalnym

Publikacja: 04.10.2012 08:45

Serwisy OTT mają szansę jako część pakietów usług

Foto: ROL

rpkom.pl: – Czy ruch HBO polegający na planowanym uruchomieniu serwisu z treściami HBO wyłącznie w  sieci to w branży kamień milowy czy nie?

– To na pewno było zaskakujące. Przypomnę, że cała światowa dyskusja o cord cutterach (użytkownicy kablówek, odcinający w domu dostęp do telewizji – red.) była wywołana właśnie stanowiskiem HBO, które przez długi czas zapowiadało, że nie będzie wykonywać takich ruchów, bo ludzie tego nie potrzebują. Możliwe jednak, że HBO uznało rynek skandynawski za tak różny od amerykańskiego, że to się opłaci. Poziom piractwa w Skandynawii w porównaniu z USA czy naszym regionem jest znikomy. Ten fakt mógł przeważyć.

– Kiedy HBO Go będzie w ofercie usług Orange?

– Dla nas kluczowe było uruchomienie usługi Telewizja Tu i Tam. Obiecaliśmy wtedy, że nasze treści będziemy dalej rozwijać. Chcielibyśmy mieć w ofercie HBO Go, bo to świetny serwis, ale dlatego nie jest tani. Negocjujemy i myślę, że niedługo będziemy go mieli w ofercie.

– Orange byłoby zainteresowane hurtową ofertą naziemnej telewizji cyfrowej, którą Cyfrowy oferuje w ramach mobilnej tv?

– To zależy od biznesowej oceny takiej oferty.

– Jak pan ocenia przyszłość serwisów OTT w Polsce? Jaki model biznesowy mógłby być dla nich najlepszy?

– Serwisy niepowiązane z żadnym dostawcą treści, ani operatorem nie przynoszą profitów i nigdy nie wyszły poza liczenie strat. Trzeba rozdzielać te projekty na typowe serwisy OTT i na związane np. z telekomami. W przypadku firm telekomunikacyjnych jest możliwych kilka modeli biznesowych tj. pobieranie przez telkom ekstra opłat od uzytkowników serwisów OTT; różnicowanie serwisom warunków dostępu do sieci, czyli de facto zapomnienie o neutralności sieci; pobieranie opłat od serwisów OTT; partnerstwo z serwisami OTT np. tworzenie pakietów złożonych z usług telekomunikacyjnych i serwisu OTT, za które klient płaci na jednej fakturze telekomunikacyjnej oraz tworzenie własnych serwisów OTT.

– Jak jeszcze można zarabiać na takich projektach?

– Moim zdaniem jest możliwość zawarcia partnerstwa z serwisem OTT. Można też otworzyć własny, co zresztą niedawno w Orange Polska zrobiliśmy. Serwis OTT, żeby mógł przetrwać, musi mieć preferencyjny dostęp do treści. To one stanowią o kosztach. Silne serwisy za granicą tworzą właściciele treści albo mocne finansowo firmy. Przykładem Netfliks, który był wcześniej znaną wypożyczalnią wideo z silną pozycją przetargową wobec największych wytwórni. Polskie serwisy OTT w większości także należą do grup mediowych, które w portfolio mają telewizje. Start takiego biznesu jest bardzo prosty. Monetyzuje się dodatkowo treści, które już zarobiły na reklamach. Z kolei serwisy takie jak nasz mają przewagę, że oferują je firmy posiadające własne sieci transmisyjne i istniejącą bazę klientów. Dlatego, moim zdaniem telekomy będą szły w kierunku uruchamiania kolejnych serwisów.

– Orange Polska łatwiej pozyskiwać prawa do treści?

– W ramach grupy France Telecom oczywiście łatwiej przekonać gigantów typu Disney, żeby to właśnie nam udostępnił materiały do serwisu OTT niż np. nowemu czy mniej znanemu graczowi. Dziś nasz serwis OTT składa się z kilkudziesięciu kanałów linearnych. Wchodzą w to m.in. kanały Disneya, kanały tematyczne TVN, Kino Polska, Filmbox, SportKlub, a niedługo dołączymy większość kanałów TVP.

– A jak pan ocenia zainteresowanie odbiorców treściami lokalnymi vs. globalnymi?

– W naszym przypadku 60-70 proc. treści oglądanych przez klientów to catch-up tv, czyli tak naprawdę telewizja linearna, tylko oglądana później. To ciekawe, bo usługi nielinearne okazują się być komplementarne w stosunku do linearnych. Kolejne pod względem popularności są filmy i tu liczą się najpierw lokalne nowości, a dopiero potem międzynarodowe hity. Najmniejsze zainteresowanie jest treściami niszowymi. Dodam, że polskie filmy mają większą widownię niż zagraniczne. I to do tego stopnia, że słabsze polskie produkcje wyprzedzają największe hity zagraniczne. Na każdym rynku lokalne treści są najlepiej oglądane w telewizji i w ramach usługi VoD. W kinach i na DVD to już bywa różnie. Największe hity międzynarodowe są w internecie „piratowane” znacznie wcześniej i dużo ludzi ogląda je jeszcze przed kinową premierą. Nikt ich już nie szuka w serwisach OTT. Natomiast trudniejsze do znalezienia w wersji nielegalnej filmy niszowe mają według mnie przyszłość właśnie w takich serwisach.

– Polska jest w jakimś sensie wyjątkowa, jeśli chodzi o piractwo?

– Niestety mamy w kraju spore przyzwolenie na piractwo, więc jego skala jest duża, zwłaszcza porównując się ze Skandynawią czy Niemcami. Do tego mamy łagodne prawo. Ta kombinacja nie pomaga takim firmom, jak nasza. Obserwuję, że kraje w różny sposób podchodzą do problemu piractwa. Francja ma np. prawo HADOPI, które pozwala odłączać od Internetu użytkowników piratujących treści. Robi się to na wniosek właściciela praw. W USA lobby producentów kontentu jest tak silne, że piractwo traktowane jest jako przestępstwo federalne, ścigane z urzędu i zagrożone poważnymi karami więzienia, egzekwowanymi zresztą dość konsekwentnie. W Polsce takich rozwiązań nie ma. Oczywiście możemy powiedzieć, że z punktu widzenia dostawców kontentu HADOPI czy amerykańskie prawo jest lepsze niż polskie prawo antypirackie, ale z kolei dla dostawców Internetu i internautów polskie prawo jest mniej restrykcyjne niż HADOPI. Sytuacja jest szczególna, bo telkomy działają na obu polach.

– A inne kraje? Kto piratuje najwięcej?

– Na skali piractawa na pierwszym miejscu są Chiny, potem kraje afrykańskie, Daleki Wschód, Ameryka Południowa, Rosja i Ukraina. Europa Środkowa (w tym Polska) jest w połowie stawki, w okolicy Hiszpanii i Włoch. Potem mamy USA, kraje Beneluksu, Austrię i Wielką Brytanię. Najlepiej jest w Skandynawii, Francji, Kanadzie i Niemczech. W Polsce problem istnieje, ale nie chodzi o generalną awersję Polaków do płacenia za kontent, bo płacą np. za  nielegalne treści serwisom uploadowym zamiast firmom, które przestrzegają prawa. To w dużej mierze kwestia świadomości.

– Myśli Pan, że wiedzą, który serwis jest legalny, a który nie?

– Niestety czasami odnosze wrażenie, że niekoniecznie. Intuicyjnie wydaje mi się, że bardzo dużo ludzi uważa, że jeśli coś w ogóle jest w Internecie, to z automatu jest legalne. Zwłaszcza młodzi ludzie tak uważają. Wierzą też, że jeśli płacą Chomikuj.pl czy innemu portalowi, to on zadbał o zapłacenie autorom. Oczywiście ważnym aspektem jest cena za legalne utwory, ale to już problem właścicieli treści. Produkowanie jest kosztownym procesem. Trzeba stworzyć produkt, wypromować go i rozdystrybuować. Przemysł artystyczny jest oparty na talentach, a to dobro rzadkie dobro i wymaga długotrwałego finansowania projektów, które nie wiadomo czy wypalą. Z drugiej strony wielkie studia monetyzują swoje treści wielokrotnie. Najpierw poprzez kino w USA, potem poza USA, sprzedając film na DVD, następnie w ramach tzw. electronic sell-through (downloady), VoD, SVoD, a na końcu w telewizjach ogólnodostępnych. Wielkie studia na pewno nie dokładają do interesu.

– To dlaczego nikt nie daje szans widzom, żeby wykazali się skłonnością do płacenia w internecie?

– Ograniczeniem jest stanowisko wielkich wytwórni, ale trzeba pamiętać, że dla nich udostępnianie produkcji w nowy sposób, to dodatkowe koszty. Za wykorzystywanie dzieła na tzw. nowym polu eksploatacji same muszą dodatkowo płacić twórcom zaangażowanym w powstanie dzieła. Myślę jednak, że podobnie jak w przypadku rynku leków, potrzeba i żądania ludzi chorych oraz rządów zmagajacych się z epidemiami wymusił na firmach farmaceutycznych obniżkę cen leków oryginalnych czy szybsze wprowadzanie leków generycznych, tak samo stanie się i w tej branży. Porównuję świadomie przemysł farmaceutyczny do filmowego, bo w obu przypadkach mówimy o dobrach rzadkich – talentach twórców i naukowców oraz o konieczności inwestowania gigantycznych sum w bardzo ryzykowne projekty. Studia w końcu zrozumieją, że w jednym kraju za daną treść można pobierać więcej, w innym mniej pieniędzy i że „okno czasowe” między debiutem kinowym, a dostępnością w sieci musi skrócić się na wielu rynkach. Firmom zależy przecież na zasięgu ich treści. Sądzę, że w Polsce przy odpowiedniej cenie ludzie, którzy dziś płacą po kilkanaście złotych „piratom” przenieśliby się do w pełni legalnych serwisów abonamentowych. W ten sposób udałoby się przekierować pieniądze na właściwe tory.

– Czyli?

– Moim zdaniem model sprzedaży w Internecie będzie się przesuwał z serwisów transakcyjnych do subskrypcyjnych. Chodzi o to, by wszystko było na jednej fakturze i użytkownik widział, że płaci za taką usługę mniej lub nawet wcale. W Orange Polska od modelu polegającemu na udostępnianiu abonentom 20-30 filmów miesięcznie, ewoluujemy do nieograniczonej oferty, w której klient będzie mógł wybrać miesięcznie pulę tytułów, które go interesują. I tu jest fajne miejsce także na treści niszowe.

– A gdyby tak w pięciu punktach podać, czego najbardziej potrzeba po stronie sprzedaży treści?

– Na pewno realnych cen za licencje, a także dostępności treści. Choć muszę przyznać, że sytuacja zmienia się na lepsze. W kanałach tematycznych można już obejrzeć premierę serialu tuż po jego debiucie w USA. To okno powinno się jeszcze skrócić. Ponadto dobrze byłoby ruszyć z przemyślaną akcją, która uświadomiłaby ludziom, że korzystają z nielegalnych treści. Moim zdaniem akcje, które opierają się na przekazie, że „skoro nie ukradłbyś torebki, dlaczego kradniesz wideo”, nie odnoszą większego skutku. Chociaż w założeniach są potrzebne, to raczej irytują ludzi niż przekonują. Raczej uświadamiałbym, że płacą, ale nie tym co trzeba i korzystają z nielegalnych źródeł, a często o tym w ogóle nie wiedzą. Kolejną kwestią jest rozwój funkcjonalności subskrypcyjnych i łączenie ich z usługami telekomów. Z tym wiąże się jednak wydajność łączy internetowych. W Orange Polska w ostatnich latach mocno poprawiliśmy zasięg szybkiego Internetu, ale w niektórych miejscach dalej, ze względów technicznych, trudno zaoferować treści wideo. Dlatego tam gdzie nie ma możliwości dla IPTV, dajemy usługę satelitarną.

– Jaki jest dziś zasięg oferty IPTV w Orange?

– Możemy ją świadczyć na ok. 40 proc. linii.

– Samodzielne serwisy OTT mają szansę się utrzymać?

– Te powiązane z właścicielami treści, jak Ipla czy TVN Player moim zdaniem tak, ze względu na niskie koszty kontentu. Ich ofertę łatwo wielokrotnie zmonetyzować. Serwisy tego typu powinny mieć jednak partnerów, choćby do fakturowania usług. Ludzie są wygodni. Ponadto pakietowane usług, z łatwo odnawialną subskrypcją każdego miesiąca, jest dla nich bardzo korzystnym rozwiązaniem. Z naszego doświadczenia z usługą Telewizja Tu i Tam wynika, że znaczna część użytkowników zapomina o ponownym uruchomieniu subskrypcji na koniec miesiąca. To daje do myślenia.

– Orange nie odczuwa potrzeby wprowadzenie do oferty dekodera o pojemności o parametrach Horizona w UPC, Netia Playera w Netii, 3G w Toya? Orange jest tu w tyle.

– Lepszy sprzęt więcej kosztuje, a dekoder to jeden z największych wydatków dostawców usług telewizyjnych. Na pewno jednak nie mamy zamiaru oddawać tutaj pola konkurencji.

– Tzw. cord cutterzy wywołają na rynku rewolucję, czy to burza w szklance wody?

– Ponad 100 mln domów w USA jest podłączonych do kabla, a 120 mln do Internetu, czyli różnicę wyraźnie widać. W ubiegłym roku w USA kablówki odnotowały śladowy wzrost liczby klientów tj. ok. 1 proc. Jednak to wzrost, więc ja bym się tym tak nie przejmował. Większym bólem głowy dostawców telewizji powinni być ci, którzy nigdy nie mieli płatnej telewizji w tradycyjnej formule. Mam na myśli osoby, które np. rozpoczynają studia albo wynajmują pierwsze mieszkania i ciągle nie mają w nich telewizji. Pytanie, czy kiedy już wprowadzą się do własnego mieszkania, kupią wielką „plazmę”, to wybiorą tradycyjny modelu oglądania telewizji? Ja sądzę, że tak. Nawet największy hipster kiedy zakłada rodzinę, przesiada się do większego, często rodzinnego samochodu. To samo będzie z zakupem telewizora i usług. Problemem jest też to, że nie ma jak tych ludzi przebadać marketingowo, bo nie są klientami telewizji.

– Może będą oglądać wideo gdzie indziej? Na jakie urządzenia będzie się w przyszłości produkowało treści wideo?

– Wszyscy wieszczą śmierć telewizora, ale on nie chce umrzeć. Około 90 proc. głównych grup celowych ogląda treści video w telewizorze. W grupie, którą nazwaliśmy digital tribe, czyli tej najmłodszej i najbardziej „cyfrowej”, 70 proc. Dlaczego? Bo jak już ktoś kupił 60-calową „plazmę”, to jej używa. Druga rzecz przemawiająca na korzyść telewizorów to trend, że coraz częściej są one podłączone do Internetu.

– Gdzie ogląda wideo brakujące 30 proc. cyfrowego plemienia? Na tabletach?

– Brakujące 30 proc. przyznało, że ogląda treści wideo na PC-tach. Nawet w dużo bardziej „cyfrywej” Francji jest tak samo, chociaż tam zaczynają być widoczne tablety. To urządzenie  jest niewątpliwie przyszłością branży, ale na razie nie jest ich dużo. W kontekście tabletu mówienie dodatkowo o zabijaniu tradycyjnej telewizji też jest mocno przesadzone. Tablet to przecież także mały, przenośny telewizor.

– Dziękujemy za rozmowę.

rozmawiała Magdalena Lemańska i Łukasz Dec

rpkom.pl: – Czy ruch HBO polegający na planowanym uruchomieniu serwisu z treściami HBO wyłącznie w  sieci to w branży kamień milowy czy nie?

– To na pewno było zaskakujące. Przypomnę, że cała światowa dyskusja o cord cutterach (użytkownicy kablówek, odcinający w domu dostęp do telewizji – red.) była wywołana właśnie stanowiskiem HBO, które przez długi czas zapowiadało, że nie będzie wykonywać takich ruchów, bo ludzie tego nie potrzebują. Możliwe jednak, że HBO uznało rynek skandynawski za tak różny od amerykańskiego, że to się opłaci. Poziom piractwa w Skandynawii w porównaniu z USA czy naszym regionem jest znikomy. Ten fakt mógł przeważyć.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Telekomunikacja
Eldorado 5G dobiega końca, a firmy tną etaty. Co z Polską?
Telekomunikacja
Do kogo przenoszą się klienci sieci komórkowych. Jest największy przegrany
Telekomunikacja
To już wojna w telefonii na kartę. Sieci komórkowe mają nowy haczyk na klientów
Telekomunikacja
Polski internet mobilny właśnie mocno przyspieszył. Efekt nowego pasma 5G
Telekomunikacja
Nowy lider wyścigu internetowych grup w Polsce. Przełomowy moment dla Polsatu