W ubiegłym tygodniu komisarz Neelie Kroes zaprezentowała wstępną koncepcję nowych zasad regulacji rynku telekomunikacyjnego, której efektem – jak wierzy pani komisarz – będzie eksplozja FTTx w krajach unijnych. Skoro wolny rynek nie rokuje zrealizowania Agendy Cyfrowej, to się go dociśnie. Metodą kija i marchewki: obniżymy wam ceny usług w sieci miedzianej, ale możecie zarobić więcej na FTTx.
Operatorzy zasiedzieli krzyknęli oczywiście: „szaleństwo”, operatorzy alternatywni – trochę spokojniej – „świetny pomysł, ale…” A mnie jako abonenta irytuje, że Komisja szykuje mi podwyżkę ceny dostępu w zamian za wyższe przepływności, których ja za tą wyższą cenę wcale nie chcę! I szczerze powiedziawszy guzik mnie obchodzi, że dzięki temu PKB w Unii wzrośnie o ileś tam. Moje dzisiejsze 10 Mb/s pozwala mi korzystać bezproblemowo z internetowych wypożyczalni wideo. W przyszłym roku będę miał 20 albo 30 Mb/s. Nie dlatego, że ich potrzebuję, ale dlatego, że będę mógł kupić za tę samą cenę, co dzisiaj 10 Mb/s. I nie potrzebuję 100 Mb/s, które chce mi sprezentować pani Komisarz. Do tej pory ekonomika sieci była taka, że zwiększanie pojemności postępowało za rosnącym transferem danych. A nie odwrotnie. „Dajcie mi pasmożerna aplikację, a ja wam dam wysoką przepustowość” – chciało by się rzec,