Wydawało się, że gdy prezydent podpisał nowelizację tzw. Megaustawy, czyli zbioru przepisów ułatwiających budowę sieci telekomunikacyjnych, sektor rozpije przynajmniej pół butelki szampana. Zamiast tego, analizuje niespodziewany ruch rządu.
CZYTAJ TAKŻE: 5G przegrywa ze strachem
W ub. tygodniu Rada Ministrów przyjęła nowelizację rozporządzenia ministra środowiska w sprawie przedsięwzięć mogących w znaczący sposób oddziaływać na środowisko. Rozporządzenie od lat obejmowało m.in. instalacje operatorów komórkowych, ale ponieważ nowelizacja przeprowadzana była z myślą o dostosowaniu do dyrektyw unijnych, a w nich o obiektach telekomów mowy nie ma, to operatorzy mieli nadzieję, że i krajowy akt przestanie ich obejmować. Takie nadzieje wiosną wyrażała w imieniu firm Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji (na wszelki wypadek proponowała także doprecyzowanie projektu nowelizacji). Operatorzy mieli w tej kwestii wsparcie Ministerstwa Cyfryzacji. Resort w konsultacjach projektu oficjalnie wystąpił o to, by usunąć zasoby operatorów.
CZYTAJ TAKŻE: Grażyna Piotrowska-Oliwa: Zabobon staje na drodze 5G
Tymczasem w minionym tygodniu okazało się, że tak się ostatecznie nie stało, a telekomy zostały objęte nowymi zapisami, które – ich zdaniem – pogarszają sytuację. Chodzi o to, że modernizacja, jak i zwiększenie mocy stacji bazowej (nadajnika, masztu) wymagać ma tzw. kwalifikacji środowiskowej, a to otwiera pole osobom przeciwnym masztom. Jednolitej opinii co do skali ryzyka, że realizacja inwestycji będzie trwała dłużej na razie nie ma. Największą nerwowość w nieoficjalnych rozmowach można zaobserwować w Play, podczas gdy na przykład w Orange Polska usłyszeliśmy tylko, że analizuje sprawę.