Minęło 15 miesięcy od zakończenia sporu o Polską Telefonię Cyfrową, wówczas Erę, dziś T-Mobile. PTC stała się ponownie widoczna, mówi swoim głosem. Chciałoby się rzecz: stan hibernacji zakończony.

Podsumowanie roku u operatorów komórkowych – bez wnikania w szczegóły – pokazuje, moim zdaniem, dwie rzeczy. PTC pod rządami Miroslava Rakowskiego próbuje odzyskać głos, jaki straciła, gdy targał nią spór właścicielski. W trakcie konfliktu (w sądach i w mediach) Elektrimu, Deutsche Telekom i Vivendi – nikomu w zarządzie nie przychodziło do głowy, by jawnie testować pomysły, wydawać w otwarty sposób pieniądze na marketing i reklamę. Takie działania – czego dowodem okazała się koniec końców warta kilka milionów złotych akcja prokuratury z McDonald’s w tle – groziły podejrzeniami o działanie na szkodę spółki. W efekcie, zarząd w zaciszu siedziby stosował tradycyjne podejście i  pilnował marży w oczekiwaniu na koniec konfliktu.

Jego zażegnanie przyniosło PTC oddech. Widać to było już w czasie rebrandingu na ulicznych billboardach, a potem w kolejnych odważnych wypowiedziach prezesa zarządu, a także sile, z jaką promowane są kolejne, nowe dla PTC rozwiązania. Rozliczenie udziałowców, a potem wypłata dywidendy na rzecz właściciela – Deutsche Telekom – sprawia, że przynajmniej chwilowo operator nie musi za wszelką cenę dbać o marże.

Efekt: w końcu 2011 r. T-Mobile przegonił Plusa pod względem liczby aktywnych kart SIM, ale jego EBITDA spadła najbardziej na tle rynku. Wiem, że na taki obraz złożyły się różne rzeczy: zmiana polityki wobec aktywności karty pre-paid, kosztowny rebranding, czas poświęcony mediom.

Tak czy inaczej podtrzymuję: nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie pokój w PTC. Skończyła się hibernacja, nastała wiosna i pogoń za utraconym czasem. Mam nadzieję, że na pogoni się nie skończy.