Celem koncernu jest teraz oferowanie zarówno mobilnych, jak i stacjonarnych usług na kluczowych rynkach, na jakich działa. Stąd zakupowa gorączka, w jaką wpadł Vodafone, przejmując kolejne stacjonarne biznesy w Europie: od Wielkiej Brytanii po Niemcy i Hiszpanię. Jak na razie ostatnim z tych przejęć był zakup hiszpańskiego operatora kablowego Ono w marcu tego roku (kosztował 9,7 mld dol.).
Vodafone zaczęło zakupy po sprzedaży swojego 45-proc. udziału w Verizon Wireless za 130 mld dol. Jednak większością tej kwoty wynagrodził swoich akcjonariuszy. Za pozostałe środki zapowiedział nowe inwestycje, w tym w przejęcia. I nie żartował. Oprócz Ono wiosną przejął także niemiecką sieć kablową Kabel Deutschland, za 10 mld dol.
Tymczasem analitycy oczekują od firmy obniżania zadłużenia, które na koniec marca tego roku wynosiło 28,3 mld funtów brytyjskich i ma być na koniec roku finansowego 2014 równe dwukrotności jej EBITDA (zysku przed opodatkowaniem i amortyzacją).
Agencjom ratingowym nie podobają się te liczby – zarówno S&P jak i Fitch nadały Vodafone rating A3, który od tzw. śmieciowego poziomu dzielą już tylko cztery poziomy. Moody’s Investors Service, który także wystawił Vodafone taką ocenę, zagroził właśnie, że może ją jeszcze obniżyć z uwagi na brak jakichkolwiek informacji o planowanym obniżaniu zlewarowania telekomunikacyjnej firmy. – Stacjonarne biznesy nie są dziś łatwe do kupienia, bo to niezbyt płynny rynek. W sytuacji, w której Vodafone musi je przejmować, jego pozycja negocjacyjna jest słabsza – zauważa John Karidis, analityk Oriel Securities.