Aplikacja WatchOut ma pomóc w bezpiecznym i sprawnym poruszaniu się po drogach – to system podobny do tego w autonomicznych autach, który opracowuje londyńska spółka Oliwera Koteckiego. LocalPlay to z kolei apka braci Hudeckich z Limanowej – ma ułatwić aktywność fizyczną po pandemicznym zastoju, łączyć graczy oraz wydarzenia sportowe. I wreszcie Booste, rodzimy fintech, który zajmuje się finansowaniem nowych biznesów i oferuje model spłat dostosowany do przychodów pożyczkobiorcy. Co łączy wszystkie te startupy? Fakt, że powstały od początku do końca pod czujnym okiem inwestora i inicjatora pomysłu w jednym. Pierwsze dwa projekty zrodziły się pod skrzydłami Iceo, firmy, która od ponad dekady buduje startupy i zamienia je w prosperujące biznesy, a trzeci to przedsięwzięcie venture buildingowe Tar Heel Capital Pathfinder.
Właśnie venture building to model, który zyskuje na znaczeniu w świecie innowacji. „Fabryki startupów” okazują się wyjątkowo skuteczne.
Sztampowe inwestycje
Venture builderzy zaczynają od pomysłu na biznes, potem tworzą wokół niego firmę, znajdują zespół zarządzający oraz inwestora. Dzięki takiej budowie w kilkanaście miesięcy potrafią przejść drogę, która „tradycyjnym” startupom zajmuje parę lat. A w swoim studiu mają po kilka czy kilkanaście takich projektów.
– Fundusze VC w Polsce w 90 proc. nie mają specjalizacji oraz korzystają ze środków publicznych. Oznacza to, że są de facto dystrybutorami pieniędzy zarządzanych przez finansistów. Niewiele VC ma w swoich szeregach ekspertów branżowych. Stąd inwestycje są dość sztampowe – opierają się na trendach branżowych, jak gamedev, czy modele biznesowe – np. SaaS. 10 proc. VC ma już specjalizację, ale nadal nie zaoferuje spółce dostępu do specjalistów – wylicza Krzysztof Wojewodzic, prezes Escola.
Spółka ta działa w branży IT, ale jednocześnie jest venture builderem. Zainwestowała wspólnie z GreenCorp we Frivo – apkę do zamawiania jedzenia. GreenCorp, mający kilka knajp ma know-how – wie, jak wygląda łańcuch wartości w gastronomii. Z kolei Escola jest w krótkim czasie wytworzyć technologię. – Działalność usługowa w IT powinna przynosić 10–25 proc. marży. Można te pieniądze przeznaczyć na dywidendę lub reinwestować. Mając unikalne kompetencje w zakresie wytwarzania oprogramowania i dostęp do specjalistów, pojawia się pokusa, by użyć tych umiejętności dla rozwoju własnych produktów – podkreśla Wojewodzic.