Problem z ochroną danych użytkowników, włamania na telekonferencje, emisja obscenicznych treści to wierzchołek góry lodowej problemów, z którymi zmaga się dziś jedno z najbardziej popularnych rozwiązań do zdalnej pracy i nauki. Nie bez powodu firma Zoom Video Communiactions (ZVC) jest pod ostrzałem. Ministerstwo Edukacji Narodowej nie zamierza jednak ani zakazywać, ani rekomendować szkołom wycofania się z tej aplikacji.
CZYTAJ TAKŻE: Zoom przeżywa boom. Światowe szaleństwo wideokonferencji
Popyt na aplikację Zoom wystrzelił wraz z pandemią koronawirusa. Na narzędzie do prowadzenia wideokonferencji, również dostępne bezpłatnie, rzuciły się firmy, które chciały mieć kontakt z pracownikami, a także szkoły, w celu prowadzenia zdalnej nauki.
Ofiary zoom-bombingu
Nic dziwnego zatem, że notowany na nowojorskiej giełdzie producent zwiększył swoją wartość w ledwie trzy miesiące br. o ponad 100 proc. Jeszcze w grudniu kapitalizacja ZVC sięgała 15 mld dol., a z platformy korzystało 10 mln klientów. Dziś wycena to już ok. 35 mld dol., a liczba użytkowników – ponad 200 mln. Firma nie była jednak przygotowana na taki boom: bezpieczeństwo aplikacji okazało się kompletną porażką. Mnożą się mniej lub bardziej poważne incydenty (smaczku dodaje fakt, iż ruch sieciowy konferencji Zoom przechodzi przez Chiny). W konsekwencji równie szybko użytkownicy zaczynają rezygnować z tego narzędzia.
Zrobiły to m.in. koncern Google oraz należąca do Elona Muska spółka z branży kosmicznej – SpaceX. Rzecznik Google’a, Jose Castaneda, mówi wprost: Zoom nie spełnia naszych standardów.