Rok temu premier Mateusz Morawiecki zapowiadał miliard złotych rocznie wpływów z podatków od cyfrowych gigantów. W zdecydowanej większości dotknąłby on firm USA z Google’em, Facebookiem, Apple’em i Amazonem na czele. Dziwnym trafem z zapowiedzi nic nie wyszło, a tymczasem w ostatnich tygodniach chwalono się najpierw zapowiedziami dużej inwestycji Microsoftu, wartej 1 mld dol., a ostatnio Google zapowiedział wydanie 2 mld dol.
Niewygodny podatek
Co więcej, nic nie wskazuje, aby cokolwiek miało się zmienić. – W projekcie ustawy budżetowej na 2020 r. nie zostały zapisane wpływy z tzw. podatku cyfrowego. W tym zakresie kontynuujemy dyskusje na forum unijnym oraz OECD. Trwają też wewnętrzne prace analityczne – wyjaśnia nam Ministerstwo Finansów. Przed kilkoma miesiącami odpowiedź resortu była dokładnie taka sama, gdy wiceprezydent USA chwalił Polskę za odrzucenie prac nad podatkiem.
CZYTAJ TAKŻE: (Wielo)cyfrowa cena bezpieczeństwa
Od tego czasu ruszyły rozmowy w ramach OECD, które miały doprowadzić do globalnego porozumienia i opodatkowania międzynarodowych koncernów cyfrowych jedną stawką, zaś podatek byłby później dzielony na kraje, w których firma działa. Jednak USA wycofały się z porozumienia, rozmowy trwają na poziomie unijnym, choć wiele państw już takie daniny wprowadziło, a szykuje się na to Estonia.
CZYTAJ TAKŻE: Google ukarane we Francji za nadużywanie pozycji rynkowej