Szefowa European Tech Alliance: Cyfrową debatę zdominowali giganci

Unijni decydenci powinni więcej rozmawiać z europejskimi firmami technologicznymi. A nie skupiać się na kilku światowych potentatach – mówi Magdalena Piech, szefowa działu spraw regulacyjnych w Allegro, przewodnicząca organizacji branżowej European Tech Alliance.

Publikacja: 22.06.2019 20:46

Magdalena Piech

Magdalena Piech

Foto: mat. pras.

W opinii opublikowanej przez portal Euroactiv stwierdziła pani, że Unia Europejska, tworząc regulacje dla sektora technologicznego, robi to głównie z myślą o działalności cyfrowych gigantów. W dużo mniejszym stopniu kreuje je w trosce o tysiące mniejszych spółek współtworzących tę branżę w Europie.

W ostatnich latach mieliśmy falę nowych regulacji w UE związanych z budową jednolitego rynku cyfrowego. Wydaje mi się, i opinię tę podziela wielu ekspertów śledzących zmiany, że w sektorze technologicznym, gdy rozmawia się o przepisach, to podmiotami będącymi punktami odniesienia są najczęściej giganci tacy jak Facebook, Google czy Amazon. Trudno uznać, że są to firmy porównywalne z przeciętną europejską firmą technologiczną. W debacie dotyczącej energetyki, przemysłu, branży kosmetycznej czy wielu innych branż, grono interesariuszy jest mocniej zróżnicowane.

CZYTAJ TAKŻE: Bruksela na wojennej ścieżce z gigantami internetu

To ma swoje konsekwencje. Przede wszystkim nie zastanawiamy się, co to oznacza dla całego europejskiego przemysłu cyfrowego. Istnieją przecież tysiące prężnie działających europejskich firm w tym sektorze. Czy to na poziomie krajowym, czy na poziomie unijnym. Zapomina się, że regulacje tworzone z myślą o dużych spółkach z wielkimi zasobami i możliwościami technicznymi są tak samo stosowane wobec MŚP i większych europejskich spółek, którym jednak daleko do możliwości globalnych korporacji.

A te regulacje bywają dla nich o wiele bardziej uciążliwe.

Dokładnie tak. Komisja Europejska czy Parlament Europejski, często dobrze definiując problem, taki jak np. brak zaufania do usług cyfrowych, przyjmuje środki, które są w pewnym sensie przestrzelone. Wyznaczają one standard, który jest nieosiągalny lub nieproporcjonalny dla mniejszych firm. To jest przesłanie, które nam jako Allegro jest bliskie, ale ono też jest bliskie wielu mniejszym firmom w Europie. Żeby ich głos był lepiej słyszalny, powstało stowarzyszenie European Tech Alliance, w którym działa 27 firm, a kolejne mogą wkrótce dołączyć, posiadających silną pozycję w swoich krajach lub na kilku rynkach. Oprócz Allegro wśród nich jest np. Cdiscount, największa francuska platforma sprzedażowa, czy też działająca w Rumunii i Bułgarii platforma eMag. Wśród nas są też m.in. serwisy Spotify i Booking.com. Niedawno dołączyło Zalando.

CZYTAJ TAKŻE: Miliard z podatku cyfrowego mocno zawyżony

Wszyscy oni mają wrażenie, że debata jest zdominowana przez sprawy cyfrowych gigantów. Odnosi się to zarówno do tego, czego debata dotyczy, jak i kto w niej aktywnie bierze udział. Wiele europejskich firm nie ma nawet specjalnego zespołu zajmującego się regulacjami, nie mają więc zasobów, żeby realnie uczestniczyć w dialogu. Organizacje takie jak EUTA pozwalają im odzyskać wpływ na sprawy, które bezpośrednio mogą dotknąć ich biznesu, a w szerszym ujęciu wpływają na konkurencyjność europejskich firm versus podmioty z innych krajów.

A jak wiadomo, Google czy Facebook mają swoje armie prawników.

Faktycznie, mają sporo osób, których zadaniem jest śledzenie legislacji, zresztą jest to bardzo odpowiedzialne podejście. W europejskich spółkach często brakuje takiej gotowości, świadomości czy zasobów. Najpierw się myśli o IT, o obsłudze klienta, a kwestie dialogu regulacyjnego wydają się mieć mniejszą wagę.

Czy European Tech Alliance odniosło już jakieś sukcesy?

Ponieważ dla każdej z firm cyfrowych zasady, na jakich możliwe jest przetwarzanie danych, są kluczowe, byliśmy np. aktywni w debacie na temat projektu rozporządzenia w sprawie prywatności i łączności elektronicznej (tzw. ePrivacy). To akt, który co do zasady miał regulować sektor telekomunikacyjny, ale w istotny sposób wpływa także na szeroko rozumianą działalność w internecie. Reguluje on m.in. możliwość wykorzystania danych do celów analitycznych i reklamowych, co ma ogromne znaczenie dla tworzenia nowych, atrakcyjnych dla klientów usług i dotarcia do klienta potencjalnie zainteresowanego produktem lub ofertą. Dzięki takim danym również małe podmioty, z niewielkimi budżetami mogą promować swoją działalność. Sęk w tym, że RODO w dużej mierze uregulowało te kwestie. Okazało się więc, że wkrótce po tym, jak firmy wykonały wysiłek dostosowania się do nowych przepisów, konieczne będzie wprowadzenie dalszych zmian, co jest kosztowne i absorbujące. Mogłoby być również niezrozumiałe dla klientów. Zaangażowaliśmy się więc w dialog, by wytłumaczyć, że warto poczekać, by zobaczyć, jak RODO funkcjonuje. Przygotowywane są przecież kodeksy dobrych praktyk dotyczące RODO, więc wprowadzenie nowego aktu prawnego byłoby przedwczesne. Myślę, że to był sukces, że udało się przekonać państwa członkowskie, by nie spieszyć się w tej kwestii.

Projekt nie uwzględniał tego, że firmy prowadzące działalność w jednym państwie i płacące tam CIT de facto zapłaciłyby go ponownie

Była również debata nad tzw. podatkiem cyfrowym. W założeniu podatek ten miał być odpowiedzią na to, że sporo działających w Europie firm technologicznych, które osiągają tu duże zyski, nie płaci w Europie podatku dochodowego, bo nie mają tu tzw. rezydencji podatkowej. Choć zgadzamy się, że reguły podatkowe wymagają dostosowania do realiów gospodarki cyfrowej i że firmy powinny kontrybuować do ekosystemu, w którym działają, byliśmy przeciwni temu projektowi. Nie uwzględniał on tego, że firmy prowadzące działalność w jednym państwie i płacące tam CIT de facto zapłaciłyby go ponownie. Wątpliwości budziło też to, że byłby to podatek od obrotu. Nie uwzględniono więc tego, że firma może się rozwijać i nie mieć zysków – i tak musiałaby zapłacić podatek. Naszym celem jest też próba zmiany narracji. Uświadamianie, że Europa posiada własny sektor cyfrowy, który dynamicznie się rozwija i że decydenci powinni przede wszystkim rozmawiać z europejskimi firmami, jeżeli, jak twierdzą, chcą je wspierać w rozwoju.

W opinii opublikowanej przez portal Euroactiv stwierdziła pani, że Unia Europejska, tworząc regulacje dla sektora technologicznego, robi to głównie z myślą o działalności cyfrowych gigantów. W dużo mniejszym stopniu kreuje je w trosce o tysiące mniejszych spółek współtworzących tę branżę w Europie.

W ostatnich latach mieliśmy falę nowych regulacji w UE związanych z budową jednolitego rynku cyfrowego. Wydaje mi się, i opinię tę podziela wielu ekspertów śledzących zmiany, że w sektorze technologicznym, gdy rozmawia się o przepisach, to podmiotami będącymi punktami odniesienia są najczęściej giganci tacy jak Facebook, Google czy Amazon. Trudno uznać, że są to firmy porównywalne z przeciętną europejską firmą technologiczną. W debacie dotyczącej energetyki, przemysłu, branży kosmetycznej czy wielu innych branż, grono interesariuszy jest mocniej zróżnicowane.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie i komentarze
Dominik Skoczek: W Polsce cyfrowi giganci mają się dobrze
Opinie i komentarze
Tantiemy autorskie z internetu: jak korzyści nielicznych przekuć w sukces wszystkich
Opinie i komentarze
Od kredy i tablicy po sztuczną inteligencję. Szkoła chce być na czasie
Opinie i komentarze
Odpowiedzialne innowacje, czyli wątpliwości wokół Neuralinka i sterowania myślami
Opinie i komentarze
Prof. Ryszard Markiewicz: Można obciążyć producentów filmów wypłatami dla twórców i artystów