Do „przechwycenia” rakiety doszło na wysokości ponad 100 km, czyli pułapie, w którym dotychczas nie umieszczano broni. To jednak nie pierwszy przypadek, gdy izraelski system obrony powietrznej zneutralizował atak wroga poza ziemską atmosferą. Już w październiku ub.r. IDF (Siły Obrony Izraela) zniszczyły rakietę odpaloną przez Huti z terytorium Jemenu. Do zestrzelenia doszło wówczas nad Morzem Czerwonym, po tym gdy przeleciała ona 1600 km. Do neutralizacji zagrożenia wykorzystano tzw. pozaatmosferyczny zestaw obronny Arrow 3, wyposażony w rakiety dalekiego zasięgu, projektowane z myślą o zwalczaniu celów właśnie na wysokości ponad 100 km.
Broń nuklearna na orbicie?
System Arrow, zaprojektowany m.in. do walki w przestrzeni kosmicznej, nie jest wcale najnowszym rozwiązaniem – opracowywany było on bowiem przez ostatnie 25 lat. W tym czasie poza ziemską atmosferą użyto go jednak tylko dwa razy. Powód? Wysokie koszty. Eksperci nie mają wątpliwości, że – wraz z rozwojem technologii – ta bariera będzie zanikać. Tym bardziej że w sytuacji widma wojny cena bezpieczeństwa przestaje się liczyć. Można się zatem spodziewać, że pociski w kosmosie wybuchać będą coraz częściej. Eksperci twierdzą, iż przestrzeń wysoko nad naszymi głowami stanie się areną zmagań o militarny prymat na równi z konfliktami zbrojnymi na lądzie czy morzu. I to jeszcze z innego powodu.
Chodzi o satelity, które stały się kręgosłupem realizowania globalnej komunikacji, nawigacji i nadzoru. Ich ochrona oraz możliwości zniszczenia takiej infrastruktury po stronie wroga to dla walczących stron możliwość zdobycia realnej przewagi na polu bitwy.
Czytaj więcej
Prezydent Władimir Putin wezwał swój rząd do znalezienia funduszy na plan budowy statku kosmicznego o napędzie atomowym. To reakcja na tego typu projekty na Zachodzie.
Sam pomysł rozmieszczenia platform broni w kosmosie nie jest nowy – był przedmiotem debaty od dziesięcioleci. I choć traktat o przestrzeni kosmicznej z 1967 r., który podpisała ponad setka państw, zabrania umieszczania broni jądrowej lub innych rodzajów broni masowego rażenia na orbicie, nie wprowadza podobnego zakazu dla tej konwencjonalnej. A to oznacza, że furtka jest otwarta. Przekroczenie tej granicy to krok ku pełnoskalowym „gwiezdnym" wojnom. A o tym, że ta linia jest bardzo cienka, świadczą słowa Konstantina Woroncowa z rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, szefa misji przy ONZ, który po wybuchu wojny w Ukrainie zagroził, że nie wyklucza likwidacji amerykańskich satelitów krążących nad frontem. Ostrzegł, że nawet cywilne satelity „mogą stać się uzasadnionym celem odwetu” (mając na myśli infrastrukturę komunikacyjną Starlink). Prowokacja spotkała się z reakcją Waszyngtonu. Generał Thomas Ayres, założyciel Sił Kosmicznych Stanów Zjednoczonych (United States Space Force, USSF), wezwał do zdecydowanych działań, które nie pozwolą Moskwie „rozszerzyć konfliktu zbrojnego na niską orbitę okołoziemską”.