Przejęcie kanadyjskiego producenta telefonów[b] BlackBerry[/b] byłoby dobrym ruchem ze strony Microsoftu – uważają analitycy branży telekomunikacyjnej. Sugestie na temat przejęcia RIM przez Microsoft pojawiają się po raz kolejny od lutego, kiedy o możliwej transakcji dyskutowano w kuluarach barcelońskiego Mobile World Congress. Tym razem spekulacje odkurzył serwis [b]Cellular News[/b], według którego połączenie sił obu firm mogłoby całkowicie odmienić układ sił w branży mobilnej.

Do Microsoftu z pewnością przemawia fakt, że wycena akcji RIM (niewiele ponad 44 dol.) jest obecnie najniższa od wielu miesięcy. Kapitalizacja firmy na Wall Street to niecałę 24,5 mld dol. Microsoft, największy producent oprogramowania na świecie, dysponuje rezerwami gotówki w wysokości prawie 37 mld dol. – Ilośc gotówki i doskonała kondycja finansowa Microsoftu połączona ze świetną zdolnością kredytową czyni to przejęcie bardzo prawdopodobnym – pisze dla Cellular News [b]Michael Kiss[/b], analityk finansowy i prowadzący serwis KissWealthAdvisor.com.

Z drugiej strony, marka BlackBerry, wciąż pierwszego korporacyjnego telefonu na świecie, słabnie, a firma zmaga się z kontrowersjami wokół sposobu dostarczania usługi komunikacyjnej między terminalami BlackBerry, która przetwarzana jest przez serwery firmy w Londynie i Kanadzie. Nie mogące monitorować komunikacji rządy m.in. Indii czy Arabii Saudyjskiej wymusiły na RIM zmianę tej polityki. Także najnowsze terminale firmy, w tym m.in. BlackBerry Torch, nie wzbudziły entuzjazmu branży mobilnej.

Według najnowszych prognoz firmy IDC, udział BlackBerry w szybko rosnącym rynku mobilnych systemów operacyjnych (czyli w praktyce – w globalnym rynku smartfonów) między 2010 a 2014 r. pozostanie na niemal tym samym poziomie (17,9 i 17,3 proc.). Udział Windows Mobile (znanego także jako Windows Phone) wzrośnie w tym czasie z 6,8 do 9,8 proc. Tak niewielkie zmiany trudno będzie uznać za sukces, jeśli wziąć pod uwagę, że w 2010 r. sprzedaż smartfonów na świecie będzie o 55,5 proc. wyższa niż w 2009 r., a w 2011 r. – aż o 24,5 proc.