„Nowy standard” i „nic takiego” – to dwa diametralne podejścia do ryczałtowych ofert, które w ostatnich tygodniach pojawiły się na naszym rynku komórkowym. Najciekawsze, że te różne opinie nie są opiniami dwóch różnych telekomów. Z rozmów, w których uczestniczyłam wynika, że przynajmniej dwaj operatorzy na trzech, którzy już wprowadzili taryfy no limit, doświadczają tego, co psychologia społeczna określa mianem dysonansu poznawczego. Słowem: te dwie różne opinie można usłyszeć od jednego i tego samego operatora.

Tak, czy inaczej T-Mobile, Plus a za chwilę zapewne także Orange śladem Playa oferty ryczałtowe wprowadzają. Dwaj pierwsi – użyli fioletowej kalki, robiąc swoje dopiski na marginesie. Jeśli tą drogą pójdzie i trzeci – kuriozum sięgnie zenitu.

Przypuszczam też, że dywagacje, których zaczątki widzę na forach internetowych rozwiną skrzydła. Już widzę te tytuły i próby odpowiedzi na pytania: czy trzech dużych zmówiło się przeciwko Playowi i teraz będą kopiować każdy jego ruch? A może to zmowa wszystkich czterech sieci przeciwko niskim cenom? A może to krok ku przekształceniu Playa w firmę marketingową, kreującą taryfę podstawową dla wszystkich właścicieli infrastruktury, którą ci potem modyfikują, dostosowując do własnego potencjału?

Uciekając przed ryzykiem prawnym, można stwierdzić, że Playowi na pewno nie będzie w tym roku łatwo. Jak na razie jego ryczałt dla osób indywidualnych, w odróżnieniu od oferty dla firm, nie obejmuje rozmów na telefony stacjonarne. Jeśli Orange wprowadzi je w ofercie dla „Kowalskiego” w pakiecie SIM Only, oferta Playa straci nie tylko tabliczkę z napisem „byłem tu pierwszy”, ale też będzie miała atrakcyjniejszy odpowiednik.

Odpowiedź Playa na taką usługę może wywołać przepychankę, w której koniec końców języczkiem u wagi będą finansowe możliwości. Te czwarty gracz ma ciągle najmniejsze.