Gdy w 2016 r. w Polsce zaczęła obowiązywać rejestracja telefonicznych kart prepaid, wróżono temu segmentowi schyłek. Dziś nie dość, że nadal można korzystać z usług, nie zawierając umowy z operatorem, to jeszcze segment „na kartę” jest polem walki marketingowej i testowania nowych rozwiązań. Dobra wiadomość jest taka, że użytkownicy prepaidów mają szansę korzystać z internetu właściwie bez ograniczeń. Zła – że za usługi płacić trzeba coraz więcej.
Licytacja na gigabajty
Każdy z czterech dużych operatorów komórkowych w kraju obsługuje po kilka milionów użytkowników telefonii na kartę. Wybuch wojny w Ukrainie napędził im klientów w tym segmencie, ale od kilku kwartałów widać „powrót do normalności”. Orange Polska w grudniu 2023 r. miał 4,48 mln użytkowników usług prepaid, o 110 tys. mniej niż we wrześniu i o około 500 tys. mniej niż w grudniu 2022 r. Jolanta Dudek z zarządu Orange Polska, tłumacząc ubytek, mówiła, że to także efekt dużej konkurencji.
W czym przejawia się ta konkurencja? Telekomy licytują się na gigabajty. 4800 GB, 5000 GB, a nawet 5200 GB pojawia się na okładkach starterów z kartami SIM. To pule internetu do wykorzystania przez rok przy spełnieniu konkretnych warunków ofert. Daje to 400–450 GB miesięcznie. Prawda jest jednak taka, że statystyczny użytkownik zużywa tyle w dwa lata.
Czytaj więcej
O aukcji 5G słyszało kilka procent Polaków, a w tym roku jej efekty odczuć może już 25 proc. Ceny idą w górę. Za co? Pokazujemy, co w regulaminach obiecują telekomy.
– Trwa licytacja na gigabajty. Okładki starterów stały się niezwykle krzykliwe. Jesteśmy już na 5000 GB, a przecież rzeczywiste zużycie przez klienta jest bliższe 17 GB miesięcznie – mówi Mikołaj Pietrzyk, szef marketingu w segmencie usług dla klientów indywidualnych (B2C) w Orange Polska.