Tarcza antykryzysowa wydłużyła okres przejściowy dla znowelizowanych przepisów o transporcie. Wielu kierowców odetchnęło z ulgą. 1 kwietnia mijał bowiem czas na dostosowanie się do nowych regulacji, które rewolucjonizują rynek przewozu osób.
Epidemia wywróciła rynek
W skrócie: ustawa obliguje kierowców m.in. takich firm jak Uber czy Bolt do posiadania licencji taksówkarskich. Licencje muszą mieć też operatorzy aplikacji pośredniczących w przewozach.
Choć znowelizowane prawo łagodziło dostęp do zawodu – zniesiono np. obowiązek posiadania taksometru i kasy fiskalnej, które można zastąpić aplikacją – to ułatwienia pozostały na papierze. Wciąż brakuje bowiem rozporządzenia o aplikacji mobilnej do rozliczania opłaty za przewóz osób oraz rozporządzenia o kasach rejestrujących mających postać oprogramowania. W praktyce od początku 2020 r. kierowcy nie byli w stanie uzyskać licencji taxi, a bez niej – według dotychczasowych zapisów ustawy – nie mogli od początku kwietnia wozić pasażerów.
CZYTAJ TAKŻE: Kierowcy Ubera i kurierzy zagrożeni wirusem. Dostaną pomoc?
Branża ostrzegała, że w efekcie z ulic zniknie nawet co drugie auto wożące klientów. Pandemia wywróciła jednak rynek do góry nogami. Popyt na usługi taksówkarskie spadł o 80 proc., a rząd – w ramach tarczy antykryzysowej – dał przewoźnikom dodatkowe pół roku, do końca września. To oznacza, że co najmniej kilkadziesiąt tysięcy kierowców utrzyma i tak wysychające źródło przychodu.