Dezinformacja jest narzędziem wykorzystywanym do prowadzenia wojny informacyjnej, poprzez skoordynowane i zaplanowane działania o charakterze manipulacyjnym. W jakim celu podejmuje się takie działania i kto to robi?  

Grzegorz Rzeczkowski: Tych celów może być wiele, jednak obecnie najważniejszym, a zarazem najbardziej niebezpiecznym są działania nakierowane na zniszczenie demokratycznej wspólnoty Zachodu, przede wszystkim Unii Europejskiej, a dalej NATO, czyli tych instytucji, które zapewniają nam bezpieczeństwo, stabilność i rozwój. Odbywa się to poprzez podważanie zaufania nie tylko do nich, ale też do państw członkowskich, a ściślej – do ich władz. Słyszymy, że UE wcale nie jest demokratyczna, że nie zapewnia nam dobrobytu, zwalcza tradycyjne wartości, że wręcz jest opresyjna, czy nawet ma totalitarne zapędy. To wszystko jest oczywiście nieprawdą, ale tak właśnie działa dezinformacja – prawda nie ma większego znaczenia, ważne by zasiać wątpliwości i chaos. Liczy się skuteczność, którą osiąga się m.in. przez masowość przekazu, zachowanie pozorów prawdziwości i powtarzalność. Co do sprawców, to sprawa jest jasna. Głównym jest rządzone przez Putinowski reżim państwo rosyjskie, które rozwinęło dezinformację na skalę wcześniej niespotykaną, czyniąc z niej jedną z najważniejszych broni w wojnie informacyjnej przeciwko Zachodowi, jego instytucjom i zasadom. Są one jednym z najważniejszych wrogów Putina, który jak diabeł święconej wody boi się takich wartości jak wolność słowa czy polityczny pluralizm, a więc wszystkiego tego, co konstytuuje Unię Europejską, a co wpuszczone do systemu putinowskiego rozsadziłoby go w ciągu kilku tygodni. To dlatego chce zniszczyć UE w obecnym kształcie i otworzyć drogę dla ekstremistów, którzy są dla niego naturalnymi sojusznikami, choćby dlatego, że tak samo nienawidzą liberalnej demokracji i tak samo bardzo chcieliby ją zniszczyć. Ale nie tylko Rosja wykorzystuje dezinformację do walki z Zachodem. Na dużą skalę robią to również Chiny, które chętnie od Rosji się uczą, a jak pokazują najnowsze badania ekspertów z Francji, także korzystają z rosyjskich treści dezinformacyjnych, a nawet z infrastruktury w postaci podnajmowanych domen internetowych.

Jakie obszary są najmocniej narażone na działania o charakterze dezinformacyjnym?

Jest kilka takich obszarów, dawno już zidentyfikowanych przez ekspertów i badaczy tego zagrożenia. To przede wszystkim – jak już wspomniałem – Unia Europejska jako organizacja i jako wspólnota wartości oraz państwa członkowskie. Dalej – wojna w Ukrainie, którą Rosja, ale i Chiny traktują jako wojnę z Zachodem, związana z tym tematyka wojskowa i obronna, imigracja, w tym w przypadku Polski napływ wojennych uchodźców z Ukrainy do naszego kraju i ich funkcjonowanie w Polsce. Do najchętniej wykorzystywanych problemów należą również kryzys klimatyczny, nowoczesne technologie, w tym związane z energetyką, rolnictwem, telekomunikacją i medycyną oraz kwestie dotyczące równości, głównie seksualnej i płciowej. Jak to działa, widzimy właściwie codziennie, wystarczy uruchomić social media. Trwa tam niemal non stop kampania wymierzona w Ukraińców, rozkręcana po to, by wmówić nam, że cieszą się rzekomo specjalnymi prawami w Polsce. W ten sposób wzbudza się niechęć i wrogość, co ma w konsekwencji doprowadzić do wstrzymania pomocy walczącej z rosyjską agresją Ukrainie. Są jednak i takie kampanie dezinformacyjne, które szkodzą nam na co dzień, można powiedzieć – osobiście i bezpośrednio. Mam na myśli te wymierzone w skuteczność szczepień, czego dramatyczne efekty odczuwamy choćby w powrocie chorób, które od dawna wydawały się zwalczone.   

Od dawna na cenzurowanym są media cyfrowe, zwłaszcza media społecznościowe, które oskarża się o to, że są platformami często używanymi do rozpowszechniania zmanipulowanych przekazów. Czy słusznie?

Niestety tak. Jak pokazują badania renomowanych ośrodków, choćby ostatnio litewskiego think tanku Debunk, media społecznościowe to główna platforma przekazu treści o charakterze dezinformacyjnym. I tak dzieje się od lat – pierwsza kampania dezinformacyjna o szerokim zasięgu, czyli rosyjska ingerencja w wybory prezydenckie w USA w 2016 r. została przeprowadzona głównie za pośrednictwem Facebooka. Media społecznościowe to wymarzone narzędzie dla dezinformatorów wszelkiej maści. Dzięki ogromnym zasięgom pozwalają błyskawicznie dotrzeć z przekazem do setek milionów osób, jeśli nie miliardów. Do tego koszty są śmieszne w porównaniu do tego, ile wysiłku i pieniędzy trzeba byłoby zainwestować w stacje telewizyjne, radiowe czy nawet serwisy internetowe by osiągnąć podobny efekt. Do tego dochodzi jeszcze model biznesowy, przyjęty przez wielkie platformy internetowe, który sprowadza się do maksymalizacji przychodów reklamowych poprzez generowanie ruchu mierzonego w odsłonach, wyświetleniach, czy innych formach tzw. zaangażowania poprzez promowanie treści przyciągających uwagę. A tak się składa, że to bardzo często treści nasycone emocjami, polaryzujące, nad którymi w dodatku de facto nikt nie sprawuje kontroli, bo platformy mają – nazwijmy to tak - bardzo liberalne podejście do moderacji treści i kontroli reklam, które wyświetlają. Tymczasem dezinformacja karmi się emocjami, gra nimi na wielu poziomach, zaś polaryzacja to jeden z celów, które sobie stawia. Podzielony przeciwnik to słaby przeciwnik.

Czy nasze społeczeństwo jest odporne na dezinformację?

Niestety nie, choć – jak pokazują badania, choćby ostatnio fundacji Digital Poland – większość z nas przyznaje, że zetknęło się z nią. Ludzie zdają sobie też sprawę z jej polaryzującego i trującego oddziaływania. Ale nie umieją się przed nią bronić – ponad 90 proc. badanych potwierdziło prawdziwość przynajmniej jednej nieprawdziwej informacji. To pokazuje, jak wiele jest do zrobienia i jak szybko trzeba działać, żeby nas ta fala do reszty nie zatopiła.

Jak walczyć z dezinformacją?

Poważnym zaniedbaniem nas jako państwa jest brak systemu reagowania i przeciwdziałania nie tylko dezinformacji, ale wojnie informacyjnej jako najważniejszemu pozamilitarnemu zagrożeniu dla naszego bezpieczeństwa. Częścią tego systemu powinna być powszechna edukacja medialna i nauka krytycznego myślenia, co dałoby społeczeństwu skuteczne narzędzia do samoobrony przed dezinformacją. Aby to się jednak udało, do sprawy trzeba podejść jak do szczepień przeciwko COVID-19 – one musiały być powszechne, inaczej nie wykształcilibyśmy odporności zbiorowej. Mimo różnych problemów to się udało, pokonaliśmy pandemię. W podobny sposób - budując społeczną odporność - możemy zwalczyć wirusa dezinformacji, który również jest zjadliwy, często mutuje i łatwo atakuje nieodpornych. Ale jak w przypadku koronawirusa, tak i w sprawie dezinformacji potrzebne są zdecydowane działania państwa wspieranego przez społeczeństwo obywatelskie i jego reprezentantów. Potrzeba nam na już zakrojonych na jak najszerszą skalę kampanii informacyjnych, które same w sobie mogłyby pełnić rolę edukacyjną w zakresie budowy odporności, co czasem już się dzieje, tak jak w przypadku akcji „Zdrowie w zasięgu” wspieranej przez Polską Izbę Informatyki i Telekomunikacji, czy „Czysty Przekaz” za którym stoi nasz największy ubezpieczyciel. Potrzeba jednak więcej takich akcji, o znacznie większym zasięgu, by efekt końcowy był satysfakcjonujący, czyli żebyśmy powstrzymali dezinformację, a tym samym obronili naszą demokrację.

Grzegorz Rzeczkowski - ekspert w sprawach dezinformacji, autor książek poświęconych tym zagadnieniom. Wykładowca Uniwersytetu Civitas w Warszawie, gdzie kieruje Centrum Badań nad Dezinformacją. Zasiada w Radzie Konsultacyjnej do spraw Odporności na Dezinformację Międzynarodową przy Ministrze Spraw Zagranicznych. Współkoordynuje projektem SAUFEX, który jest częścią unijnego programu Horyzont Europa dedykowanego walce z dezinformacją.

Materiał Promocyjny