Plany startu w czwartek pokrzyżował silny wiatr, a w nocy z piątku na sobotę konieczność wymiany oprogramowania. Na sygnał startu czeka rakieta Falcon 9, na pokładzie której znajduje się pierwsza seria satelitów, w przyszłości mających za zadanie pokrycie zasięgiem internetu satelitarnego całej powierzchni Ziemi. Po upływie godziny od startu pierwsze satelity opuszczą górny człon rakiety i rozpoczną działanie.
CZYTAJ TAKŻE: Miliarderzy podbijają kosmos. Wizjonerstwo, czy próżność?
Sam Elon Musk ostrzega jednak przed huraoptymizmem ze strony potencjalnych klientów, mówi, że pomimo niskiego ryzyka jakiejkolwiek awarii satelitów, ilość nowych technologii może mieć wpływ na powstawanie usterek uniemożliwiających korzystanie z orbiterów.
SpaceX powołał do życia projekt Starlink, aby zapewnić dostęp do łącza internetowego z każdego miejsca na naszej planecie. Internet satelitarny nie jest co prawda nowością, jednak amerykańska firma chce zrewolucjonizować ten rynek. Obecnie firmy dostarczające usługi tego typu korzystają z satelitów krążących na orbicie geostacjonarnej. Znajduje się ona na wysokości około 35 tys. kilometrów od powierzchni Ziemi, więc sygnał musi pokonać w sumie 70 tys. kilometrów, co przekłada się na opóźnienia uniemożliwiające szybkie działanie łącza. To z kolei przekreśla szanse na rozgrywkę w grach online, czy rozmowy na komunikatorach wideo.
Innowacją, jaką wprowadza SpaceX jest umieszczenie satelitów na niskiej orbicie okołoziemskiej. Takie rozwiązanie eliminuje duże opóźnia połączenia internetowego, jednak do pokrycia sygnałem całej planety potrzeba tysięcy takich orbiterów.