Wybuch epidemii koronawirusa sprawił, że od początku br. wiele projektów inteligentnych pojazdów, samojezdnych robotów czy autonomicznych dronów dostało niespotykanego przyspieszenia. Z fazy badań i testów innowacyjne pojazdy, potrafiące poruszać się bez udziału człowieka, weszły niemal z dnia na dzień do etapu pilotażu i faktycznych wdrożeń. Przykłady można mnożyć: od robotaksówek w Singapurze, przez automatycznych kurierów w Chinach, po bezzałogowce dostarczające próbki medyczne do warszawskich szpitali (o czym „Rzeczpospolita” pisała jako pierwsza). Ale nie dla wszystkich w branży pandemia stała się motorem napędowym.
Jadą ciężarówki roboty
Autonomiczna rewolucja ruszyła na dobre. O jej skali może świadczyć fakt, że w 2018 r. na świecie jeździło 137 tys. autonomicznych pojazdów. Dziś jest ich już grubo ponad 330 tys., a – jak wynika z danych Gartnera – do końca br. liczba ta sięgnie niemal 400 tys. Część ekspertów uważa, że impet nie zatrzyma się w kolejnych latach. Prognozy wskazują, że flota takich aut wzrośnie z 508 tys. w 2021 r. do prawie 746 tys. w 2023 r. Jednak rzeczywistość nie dla wszystkich rysuje się różowo.
CZYTAJ TAKŻE: Narkomani opanowali autonomiczne samochody
O ile niektórym firmom pandemia pomogła w rozwoju nowatorskiej technologii, to część projektów stanęła. Jak podaje serwis Venturebeat, w marcu testy zawiesili tacy giganci branży jak Uber, Waymo, Lyft, Optimus Ride i Aurora. Ford już zdecydował o opóźnieniu startu swojej autonomicznej usługi z 2021 na 2022 r. Z kolei „New York Times” podaje, że prace nad systemami „self-driving” opóźnią się o minimum parę miesięcy. Boston Consulting Group prognozuje, że komercjalizacja takich rozwiązań nie nastąpi wcześniej niż w 2025–2026 r., a więc z trzyletnim opóźnieniem.
Bloomberg