Mateusz – tak się nazywa nowatorski robot na kółkach, który ma zrewolucjonizować rynek dostaw. Za pomocą automatycznego dostawcy będzie można wozić posiłki z restauracji, kurierskie przesyłki czy internetowe zakupy. Możliwości jest wiele. I wcale nie jest to futurystyczna wizja, bo pierwsze testy w Lublinie potwierdziły skuteczność bota. Towarzyszyła mu Kasia – drugi automat dostawczy. Ich rodzina szybko rośnie. Do końca roku na ulicach, a raczej chodnikach i ścieżkach rowerowych (po których poruszają się te automaty) ma być bowiem 40 robotów. Ich twórca po cichu liczy, że uda się jednak wypuścić nawet setkę innowacyjnych maszyn.
Walka o ostatnią milę
Za Mateuszem i Kasią oraz całą ich rodziną stoi startup Delivery Couple. Ta lublińska spółka powstała w połowie ub.r. i jako pierwsza w naszym kraju wdrożyła automatyczne urządzenia dostawcze. Sprawdziły się w Lublinie, a teraz wjeżdżają do Warszawy. Na celowniku są też kolejne lokalizacje. Mają zastępować kurierów, dostarczając różnego rodzaju zakupy w promieniu do 3 km (a docelowo 5 km).
Roboty docelowo mają być całkowicie autonomiczne, ale na razie poruszają się w sposób automatyczny – po wyznaczonej wcześniej trasie (np. z restauracji do punktu, w którym klient chce odebrać zamówienie). Co więcej, urządzenie jest stale nadzorowane przez operatora. Ten zdalnie czuwa, czy dostawa odbywa się prawidłowo, a w sytuacjach kryzysowych, gdy maszyna np. nie wie, czy skręcić w lewo, czy w prawo, przejmuje nad nią kontrolę i steruje we właściwym kierunku. Na razie operator nadzoruje jednego robota, ale – jak tłumaczy Sergiusz Lebedyn, autor rewolucyjnego projektu – w ciągu paru miesięcy jedna osoba ma kontrolować dwa boty jednocześnie.
Czytaj więcej
Nasz kraj stanie się celem emigracji startupów i talentów IT zza wschodniej granicy. To zastrzyk innowacyjnej myśli, ale przez wojnę stracimy w oczach inwestorów.
Założyciel Delivery ma ambitne plany. Deklaruje, że zajmie dużą część rynku dostaw na tzw. ostatniej mili. – Chcemy być najszybszym serwisem zakupów – zapowiada.