Kacper Winiarczyk dekadę temu wprowadzał nad Wisłę Ubera – był pierwszym pracownikiem tej firmy w Polsce. Parę lat temu zajął się rozwijaniem w naszym regionie Europy chińskiej wypożyczalni rowerów na minuty Ofo, a potem sieci współdzielonych e-hulajnóg Dott. Teraz otwiera kolejny rozdział w swojej karierze – wziął się za uruchomienie i rozkręcenie nowatorskiej platformy w naszym kraju. Mowa o Ovoko, litewskim serwisie, który ma stanowić swoisty „dom” dla fanów motoryzacji, dilerów samochodowych czy mechaników. Start-up ten umożliwia bowiem handel używanymi częściami. Nowatorski marketplace w Polsce może być żyłą złota, jest ona bowiem drugim pod względem wielkości rynkiem używanych części samochodowych na kontynencie, ustępując jedynie Francji.
– Polska to wciąż nieodkryty magazyn części dla samochodów – przyznaje Winiarczyk.
300 części z jednego samochodu
Litewska platforma podbija Europę. Łącząc sprzedawców używanych elementów aut z różnych krajów z klientami, Ovoko daje dostęp w sumie do ponad 9 mln produktów. Usługa jest kompletna, bo zapewnia również szybką wysyłkę w Europie i obsługuje zwroty zamówień. Jak wskazują przedstawiciele start-upu, każdego miesiąca daje ona drugie życie ponad 100 tys. komponentów. Na wiodący rynek Ovoko wyrasta Polska i wkrótce może wyprzedzić Litwę (aż 95 proc. sprzedaży stanowi eksport). By rozwijać się jeszcze szybciej, Ovoko wzmacnia polski zespół. Na razie pracuje w nim 15 osób, ale jeszcze w tym roku spółka planuje zatrudnić kolejnych 10. – Wzmacniając zespół, chcemy dotrzeć do jeszcze większej liczby stacji demontażu i sprzedawców części, a tym samym zwiększyć podaż w naszej platformie. Dzięki temu nie tylko pomożemy klientom z całej Europy, al też e pozwalamy polskim przedsiębiorcom zwiększać przychody – argumentuje Kacper Winiarczyk, general manager Ovoko w Polsce.
Czytaj więcej
Start-up Biotts robi milowy krok w leczeniu chorób przewlekłych. Jego rozwiązanie może zastąpić b...
W litewskiej firmie nie ukrywają, że biznes trafił w rynkową lukę. Części samochodowe w Polsce są od 30 do nawet 60 proc. tańsze niż w Europie Zachodniej, ale dotychczas problemem był dostęp do nich – stacje demontażu nad Wisłą nie miały wcześniej możliwości łatwej wysyłki komponentów, a kupcy z Europy Zachodniej nie wiedzieli, że mogą szukać takich ofert za granicą.