Powszechna digitalizacja uderzyła w wiele gałęzi przemysłu. Boleśnie pojawienie się rozwiązań cyfrowych odczuli m.in. producenci aparatów fotograficznych, przenośnych odtwarzaczy muzycznych czy właśnie tradycyjnych drukarek. Efekt? W Polsce popyt na drukarki kurczy się od kilku lat. W 2017 r. zmniejszył się o 7 proc.
Jednak, jak wynika z najnowszych danych Związku Cyfrowa Polska (ZCP), w minionym roku doszło do 8-proc. wzrostu sprzedaży. W sumie kupiono 1 mln takich urządzeń. Czy to oznacza koniec kryzysu na rodzimym rynku druku, wartym 228 mln dol.?
Wysokie koszty
Michał Kanownik, prezes ZCP, zwyżki tłumaczy naturalnymi wahnięciami rynkowymi. – To efekt pewnego odbicia w zamówieniach publicznych i zwiększonych inwestycji firm w sprzęt biurowy. Wynika to z cyklu życia produktów, które są sprzedawane w kanale biznesowym – wyjaśnia.
CZYTAJ TAKŻE: Koniec z łysinami? Teraz pomogą drukarki 3D
Perspektywy dla segmentu drukarek nie są czarno-białe. Z jednej strony eksperci prognozują bowiem, że klienci biznesowi będą redukować swoje zapotrzebowanie na takie urządzenia. Wbrew pozorom nie musi to oznaczać potężnych kłopotów dla producentów i dystrybutorów drukarek. Przy spodziewanej dalszej spadającej sprzedaży na rynku konsumenckim pojawia się bowiem światełko w tunelu właśnie po stronie odbiorców biznesowych. – Rynek konsumencki naturalnie w procesie digitalizacji nie jest już tak chłonny jak dawniej. W biznesie natomiast pojawiają się nowe usługi i rozwiązania, które zwiększają efektywność zarządzania przedsiębiorstwem – podkreśla Michał Kanownik. – Obserwujemy przenoszenie zainteresowania polskich firm z prostych urządzeń, które służą im tylko do zrobienia wydruku dokumentu z komputera, na rzecz maszyn wielofunkcyjnych, pozwalających dokonać m.in. digitalizacji dokumentów – kontynuuje nasz rozmówca.