Wiele osób pamięta pewnie popularny w latach 80. serial sensacyjny z elementami science fiction „Knight Rider” (w polskim tłumaczeniu „Nieustraszony”). Film z Davidem Hasselhoffem podbił serca widowni głównie za sprawą inteligentnego supersamochodu, który potrafił rozmawiać z głównym bohaterem. Niezwykle futurystyczna wówczas wizja filmowców dziś jest urzeczywistniana. A to za sprawą asystentów głosowych, którzy coraz częściej trafiają na wyposażenie nowoczesnych aut.
CZYTAJ TAKŻE: Nadchodzi era „OK, Google”
Ponad 20 tys. inteligentnych asystentów Amazona i co najmniej 10 tys. Google’a jest już „zaszytych” w najróżniejszych urządzeniach – od smartfonów przez smart głośniki, telewizory i lodówki po samochody. I właśnie te ostatnie stały się bardzo wdzięcznym polem do rozwoju technologii sterowanej głosem. Fakt prowadzenia auta sprawia, że wydawanie komend za pomocą klawiatury, wciskania przycisków i obserwacji ekranu komputera pokładowego (odrywając wzrok od drogi) nie jest ani komfortowe, ani bezpieczne. Tzw. voice assistant w motoryzacji jest więc dziś rozwiązaniem, po które sięgają praktycznie wszyscy producenci. Seat pod koniec zeszłego roku informował, że w dostarczanych na rynek europejski modelach będzie instalował Alexę (asystent Amazona). Na taki ruch zdecydowały się już wcześniej Toyota i Lexus. Amazon współpracuje również z takimi markami jak Mini, Rolls Royce i BMW. Ale ta ostatnia nie zamyka się tylko na amerykańską technologię. Niemiecki producent kilkanaście dni temu podał, że jego samochody sprzedawane na rynku chińskim zyskają asystenta głosowego Alibaby.
CZYTAJ TAKŻE: Boom na inteligentne głośniki. Czas na Polskę
Wiele wskazuje na to, że za kilka lat większość nowych aut zyska funkcję rodem z „Knight Ridera”. Qualcomm – producent chipów i platformy cyfrowej dla samochodowych kokpitów – „wszywa” bowiem w swoje rozwiązania Alexę. A takie systemy trafiają do 18 największych koncernów motoryzacyjnych, w tym Audi, VW, Forda czy Renault.