Chiński gigant technologiczny już od kilku lat pracuje nad własnym systemem operacyjnym. Jednak w tym roku prace przyśpieszyły w związku umieszczeniem w maju firmy na czarnej liście handlowej (przedsiębiorstwa, z którymi amerykańskie spółki nie mogą współpracować) przez prezydenta Donalda Trumpa. Uznał on wówczas Huawei za potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Nałożone sankcje zmusiłyby amerykańskie firmy w tym m.in. Google (właściciel Androida) do zerwania współpracy z chińskim koncernem, co skutkuje utratą wsparcia dla Huawei.
CZYTAJ TAKŻE: Huawei zarejestrował nowy system operacyjny. Zastąpi Androida?
Gdyby ten scenariusz stał się rzeczywistością, telefony chińskiego giganta straciłby możliwość do m.in. pobierania aplikacji ze sklepu Play, czyli stałby się praktycznie bezużyteczne. Jednak na ostatnim szczycie G20 w Osace Donald Trump zadeklarował, że złagodzi restrykcje wobec Huawei. Prezydent zgodził się również na wznowienie dostaw, ale tylko tych produktów, które nie wiążą się z możliwym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego.
Mimo pojawienia się szansy na zakończenie sporu, Huawei nie porzucił zamiaru wprowadzenia swojego autorskiego OS. Tym bardziej, że okazał się bardziej odporny na skutki wojny z Waszyngtonem niż sądzono. Jego przychody wzrosły w drugim kwartale o 23 proc. w skali roku.
CZYTAJ TAKŻE: Wielka wojna o 5G. Kto wspiera Huawei, a kto Waszyngton