To wydarzenie istotne z kilku powodów. Po pierwsze, Elon Musk jest w trakcie procesu zakupu za 44 mld dol. tego jednego z najpopularniejszych mediów społecznościowych. A po drugie, jako aktywny użytkownik Twittera, w ostatnich dniach był wyjątkowo powściągliwy. Przez prawie tydzień nie zamieścił w serwisie żadnego tweeta, a jego ostatni post z 21 czerwca, nawiązujący do wysokich cen paliw, choć stał się polem do dyskusji, to raczej nie był powodem do aż tak skokowego wzrostu obserwujących. Elon Musk przebił poziom 100 mln między 26 a 27 czerwca, a więc gdy nie był już aktywny online. W ciągu dwóch dni jego konto pozyskało aż 150 tys. obserwujących.

Czytaj więcej

Hakerzy ukradli głos Elona Muska. Klienci nabici w kryptowaluty

W mediach za oceanem już pojawiają się sugestie, że ten skokowy wzrost to efekt botów. To fałszywe konta na Twitterze miałyby zaobserwować konto miliardera. To o tyle ciekawe, że wcześniej sam Musk – podczas procesu akwizycji tej platformy społecznościowej – kwestionował faktyczną liczbę użytkowników serwisu. Twitter szacował, że boty mniej niż 5 proc. kont, z kolei kupujący przekonywał, że ów odsetek jest sporo większy. Miał zagrozić nawet, że zrezygnuje z przejęcia, jeśli Twitter nie zapewni dowodów potwierdzających wyliczenia. Pytanie, czy Elon Musk faktycznie jest zaniepokojony skalą fałszywych kont, czy też to taktyka na zbicie ceny.

Niezależnie od wszystkie być może to właśnie owe boty sprawiły, że stał się jednym z najpopularniejszych na świecie użytkowników Twittera. Dołączył do grona takich „posiadaczy” ponad 100 mln obserwujących, jak były prezydent USA Barack Obama, piłkarz Cristiano Ronaldo, piosenkarki Rihanna i Katy Perry, czy muzyk Justin Bieber.