Światłowody przyniosą rewolucję jak tranzystory

Dzięki kanalikom powietrza można zwiększyć przepustowość światłowodu, co dało nam światowy rekord. Nie da się go też podsłuchać – mówi prof. Tomasz Nasiłowski, prezes InPhoTech.

Publikacja: 06.06.2023 01:45

Tomasz Nasiłowski jest profesorem z międzynarodowym dorobkiem, szczycącym się 248 publikacjami nauko

Tomasz Nasiłowski jest profesorem z międzynarodowym dorobkiem, szczycącym się 248 publikacjami naukowymi, 2284 cytowaniami oraz 126 przyznanymi już patentami

Foto: mat. pras.

Wśród bohaterów głośnej afery Narodowego Centrum Badań i Rozwoju znalazł się opracowany przez pana światłowód wielordzeniowy, który ma zrewolucjonizować telekomunikację. Zanim przejdziemy do tej sprawy, proszę powiedzieć, w czym jest lepszy od tradycyjnych światłowodów?

Krótko ujmując, to przyszłość technologii, która zapewni ochronę środowiska, efektywność produkcji oraz nasze bezpieczeństwo. Pomysły, by zmieścić więcej rdzeni w jednym światłowodzie, co radykalnie zwiększyłoby przepustowość, były już wcześniej. Ale nikt wówczas nie znalazł sposobu, jak odizolować światło, by nie „przeskakiwało” z jednego rdzenia do drugiego, co doprowadza do mieszania się sygnałów. My to rozwiązanie znaleźliśmy – to kanaliki powietrza. Dzięki nim w jednym światłowodzie jesteśmy w stanie upakować siedem takich rdzeni, a więc zwiększyć przepustowość siedmiokrotnie. Nie trzeba kłaść siedmiu kabli, to wielka oszczędność. To dzięki temu należy też do nas światowy rekord transmisji danych, a planujemy kolejne. Ponieważ opatentowaliśmy technologię separowania rdzeni powietrzem, konkurencyjne firmy muszą stosować inne rozwiązania, uzyskując gorsze parametry, np. japoński gigant Sumitomo oddziela rdzenie za pomocą innych domieszek szkła.

Nasz światłowód, obok radykalnie zwiększonej przepustowości, ma jeszcze jedną ważną cechę: nie można go podsłuchiwać.

Jak to możliwe?

Dzięki opracowanej w firmie InPhoTech technologii sygnał nie wydostaje się na zewnątrz. Przy standardowych światłowodach telekomunikacyjnych wystarczy pozbyć się okablowania i podpiąć powszechnie dostępne urządzenie, by słuchać i czerpać dane. Nie można tego wykryć, bo sygnał płynie w sposób niezakłócony. Naszego światłowodu nie tylko nie da się podsłuchać, ale może on być czujnikiem i informować o zmianach wielu parametrów, np. temperatury otoczenia, ciśnienia, wibracji i w efekcie wykryje próbę ingerencji, w tym podsłuchu. Pod wodą może nawet wykryć zbliżanie się podejrzanego obiektu. Ponadto nie potrzebuje do tego żadnego dodatkowego zasilania i baterii.

Ale jest też inne niebezpieczeństwo – znacznie większe niż podsłuchiwanie. Takie kable można zniszczyć, dokonując szkód na wielką skalę. NATO ostrzegło już, że Rosja może próbować dokonać sabotażu w sieciach kabli biegnących po dnie mórz i takie niebezpieczeństwo jest traktowane bardzo poważnie. Przecięcie kabla transkontynentalnego to natychmiastowy paraliż giełd i chaos gospodarczy.

Na pana wynalazku cieniem kładzie się „afera NCBR”, w wyniku której pracę stracił prezes agencji, a ze stanowiska wiceministra funduszy i polityki regionalnej odszedł Jacek Żalek, prominentny polityk Zjednoczonej Prawicy. Postępowanie w tej sprawie wszczęły już prokuratura i OLAF, instytucja kontrolna UE. Media i posłowie opozycji zarzucali m.in. zaakceptowanemu przez NCBR projektowi spółki Chime Networks, a wykorzystującemu pański światłowód, że nie spełnia ona warunków formalnych i brakuje jej odpowiedniego zaplecza finansowego, by otrzymać rekordowe dofinansowanie w wysokości 123 mln zł. Projekt „kabel” miał promować Jacek Żalek. Co ma pan wspólnego z tym projektem?

Nic, poza tym, że spółka ta chciała kupić od nas światłowody i skorzystać z naszej technologii do podmorskiego wykorzystania, bo to jest bardzo ciekawy rynek. Nie jesteśmy w żaden sposób związani kapitałowo. Nie mamy żadnych powiązań towarzyskich czy znajomości politycznych. Pana Jacka Żalka widziałem raz w życiu podczas prezentacji naszych rozwiązań technologicznych, zaś prezesa Chime kilka razy.

Jak trafili do pana?

W 2021 roku nasz światłowód pobił rekord prędkości przesyłania danych podczas międzynarodowych testów zorganizowanych przez spółkę IPT Fiber, Orange Polska oraz firmę Infinera. To było ponad 11 terabitów na sekundę. Informacja o rekordzie poszła w świat. Zrobiło się o nas głośno. To mogła być inspiracja, by się do nas zgłosić. Dziś na rynku globalnym mamy praktycznie jednego konkurenta – firmę japońską.

Wirtualna Polska napisała jednak niedawno, że kluczową rolę w projekcie mieli odgrywać ludzie związani z firmą InPhoTech, w tym pan, przedstawiany w artykule jako Tomasz N. i – jak twierdzi WP – według prokuratury „osoby te stworzyły zorganizowaną grupę przestępczą, wyłudzającą dotacje”.

To nieprawda. Po pierwsze, jak wspomniałem, nie odgrywamy tam żadnej roli poza dostarczeniem światłowodu i związanej z nim technologii. Po drugie, połączono w sposób bezpodstawny ofertę na rzecz Chime z postępowaniem lubelskiej prokuratury toczącym się od 2018 roku. Badając dotację z Lubelskiej Agencji Wspierania Przedsiębiorczości, która nakazała nam zwrot 8–9 mln zł, prokuratura postawiła absurdalne zarzuty. Powołano przy tym ekspertów, którzy mają konflikt interesów – na co składaliśmy wielokrotnie skargi i odwołania. Jesteśmy wciąż nękani, włącznie z aresztowaniem mnie i kilku współpracowników na 14 dni w 2021 roku, choć rzetelnie współpracujemy ze wszystkimi organami, a do dziś nie skierowano żadnego aktu oskarżenia do sądu, gdzie moglibyśmy udowodnić niewinność. Nie mogę uwierzyć, jak łatwo można niszczyć w Polsce niewinnego człowieka.

Jestem profesorem z międzynarodowym dorobkiem, szczycącym się 248 publikacjami naukowymi, 2284 cytowaniami oraz 126 przyznanymi już patentami. Takim dorobkiem może pochwalić się niewielu naukowców w Polsce. Moja firma jest warta około 700 mln zł i ma wielkie perspektywy. Co niby miałoby mi dać wyłudzenie kilku milionów złotych? To absurd.

Macie biuro i siedzibę w niewielkim ośrodku badawczym w Ołtarzewie pod Warszawą. Nie wyglądacie na firmę, która chce podbijać świat swoim wynalazkiem.

Może ośrodek badawczy nie jest bardzo duży, jednak jest jednym z najnowocześniejszych centrów badań światłowodów specjalnych w Polsce. Poza tym od czegoś trzeba zacząć… Nasza spółka córka IPT Fiber rozpoczęła właśnie w Lubartowie na Lubelszczyźnie budowę centrum badawczo-rozwojowego technologii światłowodowych dla przemysłu. Będzie kosztować ponad 100 mln zł. Tam opracowana zostanie metoda wytwarzania światłowodów nowej generacji, takich jak nasz światłowód wielordzeniowy, na masową skalę. Możliwe będzie wytwarzanie od ok. 150 do 300 tys. km światłowodów rocznie. Dzięki inwestycji będziemy mogli wysyłać większe partie światłowodów firmom zainteresowanym ich kupnem, np. Google czy Meta. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, rozpoczniemy kolejną inwestycję w duży zakład produkcyjny, na skalę wielokrotnie większą – porównywalną z fabryką w Mszczonowie, należącą do jednego z największych producentów na świecie, firmy Corning. Wtedy będziemy mogli mówić o produkcji masowej polskiego światłowodu wielordzeniowego.

Skąd pan weźmie pieniądze na takie inwestycje?

Nasza sytuacja finansowa jest dobra. Przychody w ubiegłym roku wzrosły do 32 mln zł z 21,6 mln rok wcześniej. Mamy już dużego inwestora finansowego i będziemy się starać o finansowanie przez kolejnych inwestorów prywatnych.

Nie przeszkodzi w tych planach zamieszanie wokół dotacji?

Mam nadzieję, że nie.

Byłby pan gotów sprzedać firmę i projekt światłowodowy?

Miałem już oferty kupna, nawet od dużych koncernów, choć nie bezpośrednio. Od trzech lat szukaliśmy inwestorów, ale ci, którzy się do nas zgłaszali, chcieli sobie zapewnić możliwość szybkiej odsprzedaży. To mnie nie interesuje. Nie szukamy łatwych pieniędzy, tylko dobrego partnera, który będzie wspierał nasz międzynarodowy rozwój.

Moim głównym celem nie są zyski, ale bycie liczącym się producentem światłowodów oraz stworzenie w Polsce hubu tej branży. Jako Polska mamy w tym spore tradycje. W latach 70. mój mentor naukowy, dr Jan Wójcik, opracował w Lublinie na UMCS polską technologię światłowodów. W efekcie w fabryce w Lublinie produkowano światłowody dla całego Układu Warszawskiego. Z dr. Wójcikiem zakładałem InPhoTech, ale niestety zachorował i zmarł niedługo po założeniu firmy.

Jak bardzo atrakcyjny to rynek?

W ciągu dziesięciu lat zapotrzebowanie na przesyłanie informacji wzrośnie ponaddziesięciokrotnie. A technologia światłowodowa to nie tylko transmisja danych. To także możliwość stworzenia systemów czujników nowej generacji oraz monitorowania niespotykanej dotąd ogromnej ilości parametrów, co zwiększy ochronę środowiska i efektywność produkcji oraz nasze bezpieczeństwo. Rozwiązania te prowadzą do powstania światłowodowego internet rzeczy i szeregu innowacyjnych produktów tworzących nowoczesny Przemysł 5.0. Tak jak tranzystor umożliwił stworzenie elektroniki i nowoczesnej gospodarki, jaką dziś mamy. Trwało to jednak kilkadziesiąt lat.

Dlaczego zainteresował się pan akurat światłowodami?

Skończyłem studia w latach 90., zaraz po transformacji, kiedy otworzyły się nowe możliwości. Wielu kolegów szło robić biznes, porzucając „nudną” naukę i badania. Ja zaś zastanawiałem się, czy ta nauka, innowacje mogą mieć przełożenie na przemysł. W Polsce to nie wychodziło i dlatego, robiąc doktorat, pojechałem na Zachód. Przez kilkanaście lat pracowałem na uniwersytecie w Brukseli, kierując grupą ds. światłowodów. Tam realizowaliśmy we współpracy z wielkimi firmami projekty przemysłowe z wykorzystaniem światłowodów, np. maszyny laserowe do sortowania produktów rolnych. Nawet polski operator TP SA (obecnie Orange – red.) zlecił nam wtedy projekt opracowania nowego światłowodu.

Właśnie w Brukseli zostałem współautorem pierwszego patentu. Zajmujący się także podmorskimi kablami koncern Tyco, dziś Subcom, planował wejście do domów i mieszkań – powstawało tzw. FTTH (Fiber To The Home) Ale instalując światłowód w domu, trzeba móc go wielokrotnie zaginać, tracąc dużą część sygnału. Opracowaliśmy odpowiednie rozwiązanie, ale właścicielem patentu został ten, kto zlecił i zapłacił.

Czego pana nauczyła praca przy takich projektach?

Pokazała mi, że nawet duże korporacje są zainteresowane technologią, nad którą w Polsce pracowało kilku zapalonych naukowców i której nikt inny nie dostrzegał. Zarobki naukowców w owym czasie były niższe niż zarobki nauczycieli i prowadzący badania na lubelskim UMCS słyszeli w domu, że powinni się wziąć za porządną robotę.

W Brukseli zobaczyłem, jakie są przepływy finansowe, ile pieniędzy zostaje w centrali, a ile idzie do tych, którzy tak naprawdę wytwarzają innowacje. Pomyślałem, dlaczego nie wrócić do Polski i nie założyć firmy, która będzie to robić? Współpracując z naukowcami, tworzyłaby produkty i sprzedawała je dużym firmom, m.in. telekomunikacyjnym. I tak w 2010 roku powstał InPhoTech, który tworząc spółki celowe, wprowadza te rozwiązania do różnych obszarów przemysłowych, nawet dla kopalni.

Wrócił pan do Polski po kilkunastu latach za granicą, ma – jak sam twierdzi – rewolucyjny wynalazek, ale jak widać, wciąż pod górkę. Dlaczego współpraca nauki i biznesu, wykuwanie innowacji, idzie w Polsce tak słabo?

Brakuje wielkich koncernów jak Nokia czy Siemens, które chętnie wspierają naukowców z pomysłami. Trochę brakuje też zaufania po obu stronach, ze strony biznesu czy nauki – odpowiedzialności i cierpliwości. Często widać jeszcze myślenie, że to, co zachodnie, jest lepsze. No i największa przeszkoda to „polskie piekło zawiści”, w którym nie podąża się za liderami rozwoju technologii, tylko ściąga ich do poziomu przeciętności lub eliminuje. Dotyczy to niestety również pewnej części środowiska naukowego. Osoba, która wyrasta i nie wchodzi w układy, może być deprecjonowana, prześladowana, a nawet zniszczona nieprawdziwymi oskarżeniami.

Wśród bohaterów głośnej afery Narodowego Centrum Badań i Rozwoju znalazł się opracowany przez pana światłowód wielordzeniowy, który ma zrewolucjonizować telekomunikację. Zanim przejdziemy do tej sprawy, proszę powiedzieć, w czym jest lepszy od tradycyjnych światłowodów?

Krótko ujmując, to przyszłość technologii, która zapewni ochronę środowiska, efektywność produkcji oraz nasze bezpieczeństwo. Pomysły, by zmieścić więcej rdzeni w jednym światłowodzie, co radykalnie zwiększyłoby przepustowość, były już wcześniej. Ale nikt wówczas nie znalazł sposobu, jak odizolować światło, by nie „przeskakiwało” z jednego rdzenia do drugiego, co doprowadza do mieszania się sygnałów. My to rozwiązanie znaleźliśmy – to kanaliki powietrza. Dzięki nim w jednym światłowodzie jesteśmy w stanie upakować siedem takich rdzeni, a więc zwiększyć przepustowość siedmiokrotnie. Nie trzeba kłaść siedmiu kabli, to wielka oszczędność. To dzięki temu należy też do nas światowy rekord transmisji danych, a planujemy kolejne. Ponieważ opatentowaliśmy technologię separowania rdzeni powietrzem, konkurencyjne firmy muszą stosować inne rozwiązania, uzyskując gorsze parametry, np. japoński gigant Sumitomo oddziela rdzenie za pomocą innych domieszek szkła.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie i komentarze
Odpowiedzialne innowacje: Cyfrowe duchy zmarłych
Opinie i komentarze
Odpowiedzialne innowacje: Czy sztuczna inteligencja może zastąpić psychoterapeutów?
Opinie i komentarze
Odpowiedzialne projektowanie produktów cyfrowych – granica pomiędzy zaangażowaniem a uzależnieniem
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie i komentarze
Mariusz Busiło: Wady projektu ustawy o KSC