Nowy resort zmieni rynek?

Utrwalenie koalicji rządowej – współpracującej wszak od czterech lat – może oznaczać, że na gruncie polityki i regulacji na telekomunikacyjnym rynku nic się nie zmieni…, albo że zmieni się właśnie bardzo wiele. Enigmatyczny pomysł na ministerstwo cyfryzacji wyskoczył, jak królik z kapelusza pod sam koniec przedwyborczej kampanii. Może to czysta efemeryda, a może właśnie sygnał, że podział łupów zaczął się jeszcze przed wyborami.

Publikacja: 11.10.2011 13:34

Nowy resort zmieni rynek?

Foto: ROL

Rzekoma niechęć PSL do tworzenia resortu cyfryzacji może być szczera, ale może być również elementem przedkoalicyjnych targów i negocjacji. W ramach takiego resortu – z własną kadrę i budżetem – PSL może przecież przejąć pożądaną przez Waldemara Pawlaka potężną sferę informatyzacji. Jeszcze z łącznością na dokładkę. Wyjęcie tych kompetencji z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych nikt raczej (poza samym resortem) żałował nie będzie, bo mało się ono tutaj zasłużyło.

Gdyby ministerstwo cyfryzacji powstało, to można by się spodziewać nasilenia zjawiska, które i tak od dwóch lat obserwujemy: wzrostu inicjatywy rządowej na rynku telekomunikacyjnym. Nowe resort z pewnością miałby większe ambicje, niż dzisiaj Ministerstwo Infrastruktury. Mógłby otrzymać do dyspozycji większe środki, a tym samym robić więcej, szerzej, szybciej w dziedzinie konsultacji, informacji, legislacji itp. Być może zaistniałaby wreszcie prawdziwa, choćby średnioterminowa, polityka telekomunikacyjna polskiego rządu. Mogłoby to również oznaczać pomniejszenie na rynku Urzędu Komunikacji Elektronicznej, który jednak i tak od dłuższego czasu koncentruje się na realizacji konkretnych, technicznych, wertykalnych zagadnień. Nie ma jednak pewności, czy nowy resort nie dążyłby do zmian w aktualnej polityce regulacyjnej, wobec wielu głosów, że jest ona zbyt restrykcyjna i nie sprzyja inwestycjom w infrastrukturę telekomunikacyjną.

Uformowanie koalicji wyborczej oznacza również rozstrzygnięcie kwestii Prezesa UKE, który od maja pracuje „z dnia na dzień”, bo teoretycznie w każdej chwili premier rządu może wysunąć nowego kandydata. Anna Streżyńska, nie raz i nie dwa deklarowała, że aktualna formalna prowizorka jej nie odpowiada. Jeszcze wiosną wprawdzie kancelaria premiera Donalda Tuska indagowała aktualną szefową UKE, czy jest gotowa do dalszej współpracy z rządem, ale trudno ocenić, na ile te sygnały są adekwatne do sytuacji powyborczej. No i, czy Anna Streżyńska nadal jest zainteresowana.

Utworzenie resortu ds. cyfryzacji obejmującego także łączność z pewnością wygenerowałaby problem obsady stanowiska Prezesa UKE, jako urzędnika, który z resortem będzie współpracował. Jeżeli projekt faktycznie rozejdzie się po kościach, to gwałtowanych zmian na rynku raczej nie należy się spodziewać.

OPINIE

PIIT postulował od dawna ideę resortu do spraw teleinformatyki. Wydaje się, że nazwa „ministerstwo cyfryzacji” jest tylko robocza i docelowo będzie to jednak inna. Informatyzacja będzie zawsze „młodszym bratem” w takim resorcie jak Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, czy łączność w resorcie Infrastruktury.

Teleinformatyka jest narzędziem poprawiania efektywności działania, poszerzania możliwości, czy też zmian społecznych. Będzie widoczna w każdym resorcie, od obrony narodowej czy spraw wewnętrznych, poprzez pracę, edukację narodową, naukę i szkolnictwo wyższe, sprawiedliwość, finanse a skończywszy na gospodarce, czy rolnictwie. Wszystkie te zagadnienia muszą być koordynowane lub przynajmniej podlegać pewnym uzgodnieniom. Takie zadania powinien opisywać Plan Informatyzacji Państwa, zaś ciało koordynujące mieć czuwanie nad jego realizacją. Teleinformatyka jest systemem nerwowym państwa i w znacznej mierze – co więcej! rosnącej mierze! – będzie decydować o jego dobrobycie. Jeżeli chodzi o koszty działania nowego resortu, nakłady związane z istnieniem działów administracji łączność i informatyzacja są i będą. Bez względu na to, czy powołany zostanie jeden resort czy też nie.

Nie jest potrzebne nowe ministerstwo, którego kompetencje miałyby sie sprowadzać do przejęcia zadań w zakresie telekomunikacji i rozwoju spoleczenstwa informacyjnego z Ministerstwa Infrastruktury i MSWiA. Być może, że celem jest lepsza współpraca i komunikacja z Komisją Europejską, ale tego nie wiemy na pewno.

Tworzenie nowych bytow administracyjnych jest niecelowe. To koszty i czas zważywszy, że problematyka będzie taka sama, jak za poprzedniego rzadu. Powinniśmy ograniczać biurokrację i centralizować kompetencje, a nie je rozbijać na poszczególne branże. Wyższy priorytet dla teleinformatyki można zapewnić inaczej. Cyfryzacja, to nie tylko budowa sieci, ale realizacja wszystkich celow określonych przez Agendę Cyfrową Unii Europejskiej. Jeżeli problematyka cyfryzacji ma byc jednym z priorytetów polskiego rządu, to konieczne jest wyznaczenie pełnomocnika premiera w odpowiedniej randze, który byłby egzekutorem wobec poszczególnych ministerstw i urzędów centralnych odpowiedzialnych za realizacje deklaracji premiera w tej materii. Formuła szefa zespołu „Cyfrowa Polska”, ale wyposażonego w odpowiednie kompetencje.

Rzekoma niechęć PSL do tworzenia resortu cyfryzacji może być szczera, ale może być również elementem przedkoalicyjnych targów i negocjacji. W ramach takiego resortu – z własną kadrę i budżetem – PSL może przecież przejąć pożądaną przez Waldemara Pawlaka potężną sferę informatyzacji. Jeszcze z łącznością na dokładkę. Wyjęcie tych kompetencji z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych nikt raczej (poza samym resortem) żałował nie będzie, bo mało się ono tutaj zasłużyło.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Telekomunikacja
Uwaga na nowe pułapki w roamingu. Jak za granicą łączyć się taniej lub za darmo
Telekomunikacja
Gigant ogłasza przełom w łączności. To zupełnie nowa jakość
Telekomunikacja
To ma być przełom w tworzeniu ultraszybkiego internetu 6G. Znika wielka przeszkoda
Materiał Promocyjny
Mobilne ekspozycje Huawei już w Polsce – 16 maja odwiedzi Katowice
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Telekomunikacja
Eldorado 5G dobiega końca, a firmy tną etaty. Co z Polską?