Dla osób będących w drodze lub niemających możliwości wyczyszczenia ubrań ratunkiem są publiczne pralnie w miastach czy też tzw. pralniomaty – wzorowane na automatach paczkowych maszyny, w których można pozostawić brudną odzież i odebrać po pewnym czasie wypraną oraz wyprasowaną.

Oba rozwiązania trudno uznać jednak za wygodne np. dla kierowców tirów, którzy poruszają się z dala od centrów metropolii i nie mają czasu czekać. I tu szansę na swój biznes dostrzegł Break & Wash. Spółka, założona dwa lata temu przez Krzysztofa Lubiszewskiego i Szymona Bauzę, którzy wcześniej związani byli z branżą logistyczną, postanowiła maksymalnie uprościć cały proces – postawiła nie na automaty na brudną odzież, ale wprost na uruchamianie maszyn piorących.

Czytaj więcej

Polacy mają dość prac domowych. Chcą robotów

Startup dostarcza gotowe rozwiązania vendingowe: pralko-suszarki dla stacji benzynowych i miejsc obsługi podróżnych. Samoobsługowe urządzenia, czynne przez całą dobę, wyposażone są w system płatności (do wyboru: gotówka, karta płatnicza lub prepaid) umożliwiający pobranie opłat za trzy programy prania, dwa suszenia, a także za dodany detergent. Usługa do tego jest szybka – cały proces trwa maksymalnie godzinę. Maszyny Break & Wash ustawiono już m.in. na stacjach Shella w Sosnowcu i Wrześni czy BP w Kątach Wrocławskich. Startup w planach ma wejście na kolejne stacje, w tym Lotosu i Circle K. Spółka prowadziła też pilotaż na dwóch kempingach we Władysławowie i Sarbinowie. – Przygotowujemy już umowy z kempingami na przyszły sezon wakacyjny. Chcemy umieścić nawet 100 automatów w całej Polsce. Zamierzamy też w ciągu kilku lat mocno wejść na inne rynki UE – zapowiada Lubiszewski.

Jak dodaje, wciąż największą barierą są nawyki Polaków, którzy – w odróżnieniu od Amerykanów – nie są przyzwyczajeni do korzystania z publicznych pralni.